Ostrze zemsty

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Fasoletti
Sepulka
Posty: 16
Rejestracja: pt, 25 lut 2011 22:14

Ostrze zemsty

Post autor: Fasoletti »

I
Niebo nad twierdzą De Suczów płakało. Pod wiszącymi nisko, stalowoszarymi chmurami, krążyły wygłodniałe sępy, pragnące napełnić żołądki ciałami leżących na zamkowym dziedzińcu, brutalnie wyrżniętych rycerzy. Pośród tych potwornie okaleczonych, obmywanych rzęsistym deszczem ciał, klęczał pobity król Cydonii, sam Brian De Sucz. Pełnym nienawiści wzrokiem mierzył stojącego przed sobą, zakutego w stalową zbroję mężczyznę, który zdjąwszy z głowy ozdobiony bawolimi rogami hełm, uśmiechnął się tryumfalnie i splunął władcy w twarz.
- Jesteś ścierwem Brianie – rzekł pogardliwie. – Zresztą, zawsze nim byłeś. Gdybyś oddał mi swoją córkę za żonę, wszystko potoczyłoby się inaczej! Traktowałbym cię jak ojca. Kochał i szanował. Ale nie! Ty wolałeś okrzyknąć mnie banitą i wygnać z kraju! Liczyłeś, że dam za wygraną? Zatem bardzo się pomyliłeś! – wrzasnął, otwartą dłonią uderzając De Sucza z całej siły w głowę.
Cios był tak potężny, że Brian aż upadł w kałużę. Podniósł się jednak zaraz i otarł twarz z błota oraz krwi, płynącej z rozciętego czoła.
- Myślałeś, że wpuszczę do swojego gniazda węża, Rodryku? – warknął. – Curvella zasługuje na kogoś lepszego, niż cuchnącą gnidę, jaką zawsze byłeś. Sądzisz, iż nie wiedziałem o gierkach mających na celu pozbawienie mnie tronu, które prowadziłeś na mym dworze? Już dawno rozważałem pozbycie się ciebie, a prośba o rękę księżniczki tylko przyspieszyła podjęcie decyzji. Mogłem cię w każdej chwili zatłuc jak psa, lecz pomimo fałszu, wylewającego się z twych ust z każdym wypowiedzianym słowem, postanowiłem darować ci życie. Ale jak widzę, nawet tego miłosiernego gestu nie potrafiłeś docenić. Jednak zaskoczyłeś mnie. Nigdy bym nie podejrzewał, że taki tchórzliwy gad zdoła podporządkować sobie plemiona Acidalii. – Spode łba spojrzał na otaczających Rodryka barbarzyńców, odzianych w prymitywne, skórzane pancerze.
- To ty mnie nie doceniłeś Brianie i to był twój błąd. Nie doceniłeś także tych ludzi. Jak widzisz, kiedy są dobrze dowodzeni, nawet tak potężna twierdza jak twoja nie oprze się ich szturmowi. Lepiej ci było mnie zgładzić. Ale, ale – uśmiechnął się szyderczo. - Zapomniałbym o najważniejszym. Mam dla ciebie małą niespodziankę. – Odwrócił się i wykrzyczał do swoich podwładnych kilka słów w ich języku.
Dwaj ogromni wojownicy, słysząc rozkaz, skinęli głowami i pobiegli do jednego ze stojących nieopodal budynków. Wyprowadzili z niego nagą, trzęsącą się z zimna niewiastę. Król, kiedy ją ujrzał, zbladł.
- Curvella! – krzyknął przerażony, a spostrzegłszy zaschnięte strużki krwi na delikatnych udach córki, wpadł w furię. Chciał rzucić się na Rodryka, lecz barbarzyńcy, rechocząc rubasznie, przytrzymali go.
- Ty psie! Rozpruję cię jak wieprza! Będziesz gnił w lochu, za to co jej zrobiłeś! Nie daruję ci tego! Klnę się na wszystkich bogów, że sczeźniesz w kałuży własnej, cuchnącej posoki! - De Sucz wił się i szarpał, ale nadludzko umięśnieni Acidalijczycy ani na moment nie rozluźnili żelaznego chwytu.
- Pamiętasz, co ci mówiłem, gdy wyrzucałeś mnie z dworu? Pamiętasz?! Że i tak ją posiądę! I posiadłem! A po mnie, miał ją każdy z moich oficerów! Wydaje ci się, że tylko ty i ten twój pomiot znacie sekretne przejścia, którymi można pierzchnąć daleko poza mury tej warowni?
Po policzkach Briana spłynęły łzy. Patrzył na otępiała, przemokniętą Curvellę i gdyby mógł, natarłby na Rodryka oraz jego zawszonych kamratów niczym rozjuszona locha broniąca potomstwa i rozszarpał ich na strzępy. Jednak potężne ręce trzymających go Acidalijczyków uniemożliwiały mu jakiekolwiek działanie. Zrozumiał, że zbliża się koniec. Nie dbał o swoje życie, pragnął jednak ocalić księżniczkę.
- Zrobię, co tylko zechcesz, ale proszę, wypuść Curvellę – wyszeptał.
Pomimo szumu wciąż lejącego jak z cebra deszczu, słowa te dotarły do uszu Rodryka, który usłyszawszy je, ryknął gromkim śmiechem.
- Czyż to nie cudowny dzień? – zapytał jednego ze swych podwładnych, ignorując zupełnie fakt, iż ten nie rozumiał Cydonijskiego. – Sam wielki Brian De Sucz o coś mnie prosi! Mnie! Człowieka, którego jeszcze przed chwilą nazwał podłą gnidą i zdradliwym wężem!
Chwycił króla za gardło i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Zdechniesz De Sucz, a sępy będą żreć twoje truchło – syknął. – A z tej suki uczynię dziwkę! Nie będzie żołnierza w mej armii, który nie zasmakuje jej łona! Będą ją rżnąć bez ustanku, jeden po drugim, a kiedy wyzionie ducha, rzucę jej ciało psom!
Puścił władcę, podniósł leżący przy jednym z trupów, dwuręczny topór i wzniósł go ponad głowę.
- Pożegnaj się życiem Brianie, królu Cydonii!
- Umrzesz z jej ręki – wysapał jeszcze władca, nim opadające z niezwykłą szybkością ostrze rozpołowiło mu głowę, rozerwało szyję i zatrzymało się dopiero na mostku. W powietrze strzeliły strugi krwi, a fragmenty czaszki i mózgu zbryzgały twarze oglądających tę potworną egzekucję barbarzyńców, którzy na widok tak potężnego uderzenia westchnęli z podziwem.
- Ojcze!!! – załkała Curvella. Śmierć rodziciela wyrwała ją z otępienia.
Rodryk spojrzał na dziewczynę zimnym wzrokiem.
- Nie płacz – syknął. – Moi żołnierze zaopiekują się tobą. Jest wasza! – Dodał, zerkając na oblepione szkarłatem mordy podwładnych.
Następnie ruszył w kierunku wejścia do sali tronowej, omijając po drodze grupę sępów, zaciekle walczących o kawałek drgającego jeszcze ciała Briana. Ptaki zupełnie nie przejmowały się narastającą ulewą oraz wałęsającymi się po dziedzińcu, świętującymi zwycięstwo Acidalijczykami.

II
Curvella nie uroniła nawet jednej łzy, kiedy największy z Acidalijczyków, po brutalnej bijatyce z kompanami o pierwszeństwo w gwałcie, chwycił ją za włosy i zaciągnął do pobliskiego składu broni. Zaryglował drzwi od wewnątrz, pchnął dziewczynę na drewnianą ławę i rozchylił jej uda. Nie opierała się. Wiedziała, że nie ma to sensu. Gdy cuchnący potem i krwią wojownik w nią wchodził, pustym wzrokiem patrzyła w niewielkie okno, za którym widać było jego kamratów, tańczących w strugach deszczu i śpiewających obrzydliwie brzmiące, wojenne pieśni. Nagle, ku jej zaskoczeniu, na parapecie wylądował kruk. Ptaszysko było ogromne nawet jak na swój gatunek i co najdziwniejsze, pomimo szalejącej za oknem burzy, zupełnie suche. Spojrzało czarnymi jak otchłań oczyma na sapiącego barbarzyńcę, po czym niespodziewanie rzuciło mu się na twarz. Zaskoczony wojownik wrzasnął przeraźliwie, kiedy ostre niczym brzytwa pazury wyrwały mu z policzka kawał mięsa, a zakrzywiony dziób zagłębił się w oczodole. Chciał złapać ptaka i zmiażdżyć go, ale ten zręcznie wymykał się jego potężnym dłoniom. Co chwilę odfruwał, by zaraz ponownie wbić szpony w ciało oszalałego ze złości i strachu barbarzyńcy. Przebywający na zewnątrz Acidalijczycy, zaalarmowani krzykami towarzysza, jęli dobijać się do masywnych, okutych stalą drzwi. Curvella, korzystając z zamieszania, zeszła z ławy, a gdy zobaczyła sztylet, zatknięty za pasem desperacko broniącego się przed krukiem wojownika, ogarnęła ją żądza zemsty. Nie zważając na niebezpieczeństwo doskoczyła do mężczyzny, wyszarpnęła broń, o której ten w ferworze walki zupełnie zapomniał i wbiła mu ostrze w grdykę. Ciepła krew buchnęła na jej piersi i twarz, a Acidalijczyk, charcząc niczym zarzynany wieprz, zwalił się na kamienną posadzkę. Księżniczka, ignorując kolejnego napastnika, który próbując wejść do składziku zaklinował się w ciasnym oknie, podeszła do ściany i nacisnęła jedną z cegieł. Z cichym zgrzytem otwarło się wejście do sekretnego korytarza. Curvella zniknęła w nim, mając cichą nadzieję, że Rodryk zdjął już straże pilnujące większości znanych mu wyjść. Starała się iść szybko, ale ostrożnie. Zrezygnowała z zapalenia wiszących na ścianie pochodni. Znała te tunele tak dobrze, iż światło nie było jej zupełnie potrzebne do odnalezienia właściwej drogi. Za sobą usłyszała przerażający wrzask. Oczyma wyobraźni zobaczyła kruka, wydziobującego ślepia uwięzionemu w oknie barbarzyńcy i uśmiechnęła się z satysfakcją. Tajemniczy ptak zaintrygował ją. Jednak teraz nie miała czasu, by myśleć kim, lub czym był. Posuwała się wciąż naprzód, co chwilę przystając, by sprawdzić czy nie zbliża się pogoń. Acidalijczycy na pewno już donieśli Rodrykowi o jej ucieczce. Skręciła w korytarz prowadzący do wyjścia ukrytego w lesie, kilkaset metrów poza murami warowni i przyspieszyła kroku. Po chwili dotarła do klapy. Przyłożyła do niej ucho i na moment wstrzymała oddech. Nie usłyszawszy nic prócz szumu lejących się z nieba strug wody, z całej siły naparła na stalową pokrywę. Ostrożnie wystawiła głowę na zewnątrz i rozejrzała się dookoła. Otaczające właz gęste krzaki zasłaniały widok, więc wypełzła z otworu i najdelikatniej jak tylko mogła, rozchyliła gałęzie. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, nie zważając na ulewę, biegiem ruszyła w leśną głuszę, byle jak najdalej od ojcowej twierdzy.

III
Ulewa minęła. Naga Curvella siedziała pod ogromnym świerkiem i grzała się przy niewielkim ognisku, rozpalonym przy pomocy kilku, cudem chyba znalezionych, suchych patyków. Po delikatnych policzkach księżniczki spływały łzy, a żal po stracie ojca ściskał jej serce. W duchu przysięgała Rodrykowi zemstę. Oczyma wyobraźni widziała go nawleczonego na pal, skomlącego o litość niczym kundel. Marzyła, by wbić rozżarzone do białości ostrze w ślepia tego zdradliwego gada i napawać się jego cierpieniem. Z zadumy wyrwało ją głośne krakanie. Spojrzała w stronę z której dochodziło i zamarła. Na gałęzi pobliskiego dębu siedziały dwa ogromne kruki. W ich spojrzeniu było coś niesamowitego. Coś, czego nie potrafiła określić ani nazwać. Przeszył ją dreszcz strachu. Niespodziewanie jeden z ptaków sfrunął na ziemię i wylądował tuż u jej stóp. Po chwili dołączył do niego drugi. Księżniczka odruchowo wstała i oparła się plecami o pień świerku. Z rosnącym przerażeniem patrzyła jak kruki, skacząc po wilgotnej trawie, zataczają wokół niej kręgi. Gdy do tego zaczęły ogłuszająco skrzeczeć, Curvella wpadła w panikę. Chciała uciekać, ale zdała sobie sprawę, że jest sparaliżowana. Nie była w stanie poruszyć nawet palcem. Ogarnął ją tak wielki lęk, że gdyby mogła, pobiegła by przed siebie wymachując rękoma i wrzeszcząc jak opętana. Jednak po chwili poczuła dziwną słabość. Zasnęła.
Śniła dziwny sen. Widziała w nim dużo młodszego Eryka, nadwornego szamana Cydonii, niczym zając ściganego po ośnieżonym stepie przez bandę kanibali. Ich hełmy zdobiły wilcze czaszki, za odzienie służyły im niedźwiedzie skóry, zaś w pokrytych gęstym zarostem dłoniach ściskali obsydianowe topory. Porozumiewali się między sobą za pomocą chrząknięć i gestów. Bardziej przypominali zwierzęta niż ludzi. W ich oczach Curvella widział tylko pierwotną, nienasyconą żądzę mordu. Dopadli słaniającego się na nogach Eryka i otoczyli go ciasnym kręgiem. Jeden z nich wzniósł w górę swą prymitywną broń, by skruszyć nią czaszkę nieszczęśnika. Jednak zamiast zadać śmiertelny cios, wrzasnął dziko i padł przeszyty strzałą, wypuszczoną z łuku jeźdźca, stojącego na pobliskim pagórku. Nieznajomy gestem dłoni przywołał do siebie kilku czekających w odwodzie towarzyszy i cała grupa rozpoczęła szarżę na niedoszłych oprawców szamana. Dzikusy rzuciły się do ataku. Instynkt nakazał im bronić zdobyczy. Jednak w starciu z doskonale wyszkolonymi, uzbrojonymi w żelazne miecze rycerzami, nie mieli najmniejszych szans. Kładli się niczym koszone zboże, brukając oślepiająco biały śnieg szkarłatem oraz cuchnącymi wnętrznościami. Kiedy już wszyscy byli martwi, ten który strzelał z łuku zsiadł z konia i podszedł do przerażonego Eryka. Curvella rozpoznała w nim swego ojca, jednak tak jak szaman, dużo młodszego. Brian podał ocalonemu dłoń, po czym wsiedli na konia i odjechali.
W kolejnej scenie Curvella znów zobaczyła Briana, rozmawiającego z dziwnym, jednookim starcem. Nieznajomy mówił coś głośno w języku, którego nie rozumiała. Ogarnęła ją ciemność.
W następnej wizji widziała siebie nagą, leżącą w korzeniach drzewa tak ogromnego, że jego wierzchołek ginął wśród chmur. Była naga, a nad nią krążyły dwa kruki. Nagle usłyszała tętent kopyt. Spojrzała w stronę, z której dochodził. Ujrzała wyłaniającego się z gęstwiny, pozbawionego oka starca, jadącego na ośmionogim rumaku. Z chrap zwierzęcia z każdym oddechem strzelały snopy iskier. Tajemniczy jeździec zsiadł z konia, zrzucił z siebie odzienie i podszedł do księżniczki. Biła od niego aura tajemniczości i mistycznej siły. Rozchylił delikatnie uda Curvelli, po czym wszedł w nią. Chciała się bronić, jednak mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Czuła wszystko lecz nie mogła wykonać choćby najmniejszego gestu. W końcu, gdy nieznajomy skończył, wraz z jego nasieniem nadludzka siła wypełniła ciało niewiasty, a umysł zalała fala jasności. Tajniki sztuki wojennej stały się dla niej zrozumiałe i proste. Zaczęła myśleć jak doświadczony, zaprawiony w bojach wojownik. Kiedy poczuła, że paraliż ustąpił, zacisnęła pięści, paznokciami rozcinając skórę do krwi. Pragnęła tylko jednego. Wrócić do twierdzy ojca i wyrwać Rodrykowi język. Po raz kolejny ogarnęły ją ciemności.
Zdziwienie Curvelli było ogromne, kiedy otworzywszy oczy spostrzegła, że nie jest już naga. Jej ciało okrywała piękna zbroja, wykonana z dziwnego, niezwykle lekkiego materiału. Idealnie dopasowany do smukłej sylwetki księżniczki napierśnik, ozdobiono srebrnymi ćwiekami oraz misternie inkrustowanym symbolem młota. Na karwaszach wyryto tajemnicze znaki, a nagolenniki uzbrojono dodatkowo w ostre kolce. De Sucz wstała i zlustrowała okolicę. Nadal znajdowała się pod świerkiem, tyle, że teraz w pień drzewa ktoś wbił piękny, dwuręczny miecz, o rękojeści w kształcie węża, zwieńczonej głownią przypominającą łby smoków. Nie zastanawiając się długo wyszarpnęła broń i wzniosła ponad głowę, sztychem ku niebu.
- Nadszedł czas zemsty, Rodryku! – warknęła, po czym ruszyła w kierunku zamku.

IV
Nad Cydonią zapadła noc. Wiszące nisko, ciężkie chmury, przesłoniły księżyc. Mgła spłynęła z gór, zalewając szarością tereny otaczające twierdzę De Suczów. Curvella, niczym gotowy do ataku wąż, pełzła przez porośniętą gęstą trawą równinę. Zrezygnowała z wkradnięcia się do włości Briana tunelem, którym uciekła. Rodryk mógł go zasypać, lub co gorsza, postawić przy wyjściu silny oddział Acidalijczyków, a księżniczka nie chciała zbyt wcześnie wdawać się w walkę. Postanowiła wejść do fortecy inną drogą. Przez lochy. Najciszej jak tylko mogła zbliżyła się do zamkowych murów, gęstym oparem osłonięta przed wzrokiem stojących na blankach barbarzyńców. Znalazła niewielki, zakratowany otwór, służący za okno jednej z nieużywanych nigdy, sekretnych cel i ostrożnie odgięła poluzowane pręty. Były wykonane ze specjalnego stopu, wyglądającego na solidny i wytrzymały, w rzeczywistości jednak miękkiego niczym rozgrzany wosk. Bez problemu wślizgnęła się do ciasnego, pozbawionego drzwi pomieszczenia i poprawiła kratę. Nie chciała, by jakiś patrolujący okolicę Acidalijczyk odkrył ślady włamania. Następnie podeszła do ściany i przystawiła do niej ucho. Upewniwszy się, że po drugiej stronie panuje cisza, wcisnęła jedną z cegieł. Fragment muru z cichym zgrzytem przemieścił się, a Curvella wyszła na długi, oświetlony pochodniami korytarz. Nadepnęła stopą na odpowiedni kamień w podłodze. Ściana znów stała się gładka. Nagle usłyszała cichy jęk, dochodzący z najbliższej celi. Cichcem podeszła do drzwi, wzmocnionych żelaznymi obiciami, po czym przez niewielki otwór zajrzała do środka. Jej serce zabiło mocniej, kiedy w leżącym wewnątrz, okaleczonym i skutym łańcuchami mężczyźnie rozpoznała Eryka. Nie zważając na ryzyko, pod wpływem nagłego impulsu, z całej siły naparła na drzwi. Ku jej zaskoczeniu te ustąpiły. Głośny zgrzyt towarzyszący pęknięciu zamka rozszedł się echem po korytarzu. Księżniczka zamarła, ale do jej uszu nie doszedł już żaden inny odgłos. Rodryk musiał stwierdzić, że cela oraz łańcuchy wystarczą do unieszkodliwienia szamana i nie zostawił nikogo na straży.
- Curvella… - jęknął cicho Eryk, gdy dziewczyna uklęknęła przy nim.
- Cóż ten pies ci uczynił, Eryku? – zapytała, z wściekłości zaciskając pięści.
Mężczyzna nie odpowiedział. Obejrzał tylko symbol młota na napierśniku księżniczki i uśmiechnął się.
- A więc Wszechwiedzący wypełnił przysięgę – rzekł w końcu. - Któż by się spodziewał…
- O czym mówisz? – Curvella przyłożyła mu dłoń do czoła, podejrzewając, iż majaczy w gorączce.
Eryk spojrzał na nią z wyrzutem.
- Czyż we śnie nie odwiedził cię jednooki starzec? Czyż nie przekazał ci cząstki swej mocy?
Oczy księżniczki błysnęły.
- Tak! Przyjechał do mnie na ośmionogim koniu i posiadł w korzeniach niebosiężnego drzewa. Ty też tam byłeś, Eryku, i dwa ogromne kruki, i mój ojciec! Ocalił cię przed bandą wygłodniałych kanibali! Ale kimże był ten tajemniczy człowiek, który podarował mi zbroję i miecz?
Szaman zakaszlał krwią.
- Ma wiele imion. Jedni mówią na niego Wotan, inni Odyn… Jest bogiem mojego ludu, mieszkającym w Asgradzie – krainie położonej na wierzchołku Yggdrasila, jesionu, pod którym się z nim spotkałaś. Na swym wiernym rumaku Sleipnirze przebył tęczowy most Bifrost, by dopełnić przysięgi, złożonej niegdyś Brianowi.
- Przysięgi? Ojciec nigdy mi o niej nie wspominał.
- To był nasz sekret. Kiedy na równinach Vastiter Brian ocalił mi życie, gdy niczym zając pierzchałem przed ludźmi-wilkami, Odyn, tak jak ciebie, nawiedził go we śnie. Z wdzięczności obiecał spełnić jedną jego prośbę. De Sucz był mądrym człowiekiem. Za młodu parał się magią, o czym też zapewne nie wiedziałaś. Pewnej nocy wysłał swego ducha w okolice najwyższego korzenia Yggdrasila, a kiedy trzy siostry udały się do studni Urd po święta wodę, którą podlewały drzewo, on, ryzykując wieczne potępienie, podejrzał nić swojego żywota. Widząc jaki los go czeka, poprosił Odyna, by pomógł ci odzyskać tron i uczynił cię potężna królową. I widzę, że mój bóg słowa dotrzymał. Okrywająca twe ciało zbroja oraz miecz, który dzierżysz w dłoniach, to dzieła Brokka i Sindriego, potężnych karłów, parających się kowalstwem. Odyn rozkazał im wykuć te przedmioty specjalnie dla ciebie. Przy ich pomocy pokonasz Rodryka i zasiądziesz na tronie Cydonii.
Księżniczka słuchała słów szamana z rosnącą fascynacją. Nareszcie zrozumiała wydarzenia ostatnich dni. Gdy Eryk skończył opowieść, Curvella chwyciła krępujące go więzy i przerwała je.
- Zostań tu. Kiedy zabiję Rodryka, wrócę po ciebie – rzekła, wstając.
Szaman spojrzał na nią oczyma przesłoniętymi białą mgłą.
- Mną już nie musisz się przejmować dziecko – wysapał z trudem. – Wypełniłem zadanie, przekazałem ci sekret Briana. A teraz żegnaj, spotkamy się w Valhalli.
Wypowiedziawszy ostatnie słowa, wyzionął ducha. Po policzkach Curvelli spłynęły łzy. Zmówiła krótką modlitwę nad ciałem przyjaciela, po czym wyszła z celi i skierowała krok ku sali tronowej. Miała nadzieję, że właśnie tam znajdzie Rodryka.

V
Nieludzkie, mrożące krew w żyłach wrzaski oraz szczęk stali wyrwały Rodryka z błogiego snu. Nowy król Cydonii wyskoczył z posłania jakby ktoś przypalił go rozpalonym do białości żelazem.
- Straże, do mnie! – wrzasnął w plugawym języku Acidalii.
Nikt się nie zjawił.
- Bydlęta niewierne, każę was biczem chłostać! – krzyczał, naprędce wkładając zbroję.
Zaraz jednak ochłonął. Barbarzyńcy pilnujący wejścia do komnaty z pewnością pobiegli walczyć z wrogiem, który ośmielił się zaatakować twierdzę. Nałożywszy pancerz chwycił miecz, po czym ruszył stromymi schodami na dziedziniec. To właśnie z niego dochodziły odgłosy bitwy. Jakież było zdziwienie Rodryka, gdy zszedłszy na dół, ujrzał przed sobą nie szturmującą mury armię, a jedną postać, otoczoną przez rozjuszonych Acidalijczyków. Atakujący intruza barbarzyńcy kładli się pod ciosami napastnika niczym zboże, zalewając plac krwią oraz wnętrznościami. Trupów było tyle, że niemal całkowicie przykryły wybrukowany kocimi łbami podwórzec.
- Nie może być… - syknął Rodryk, widząc jak ostrze tajemniczego napastnika rozłupuje czaszkę ostatniego z jego podwładnych. – Pokaż się, demonie! – warknął, kierując sztych miecza w stronę nieznajomego.
- Demonie? Czyżbyś mnie nie poznawał? – rzekła Curvella, zbliżając się do oprawcy swego ojca.
- Na Belenosa! – Rodryk, widząc zlaną krwią księżniczkę, w mdłym blasku wyglądającego zza chmur księżyca przypominającą nieludzką kreaturę, aż zadrżał. Zaraz jednak odzyskał pewność siebie. – Myślałem, że skończyłaś w żołądkach grasujących po okolicznych lasach wilków. Ale jak widzę, twarda z ciebie suka! Pobiłaś moją armię, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo! – ryknął, ruszając na Curvellę.
- Zobaczymy! – odparła De Sucz, parując pierwszy cios, zadany znad głowy.
Uderzenie było tak mocne, że pod dziewczyną ugięły się nogi. Owładnięty furią godną rozjuszonego lwa Rodryk natarł ponownie, lecz ostrze śmignęło tuż obok ucha Curvelli, odcinając jedynie kosmyk włosów.
- Ty gnido! – warknęła.
Odbiła kilka kolejnych pchnięć, po czym błyskawicznie przeszła do kontrataku. Wzniosła broń ponad głowę, a gdy pałasz Rodryka wystrzelił w górę, by zablokować cios, kopnęła mężczyznę z całej siły w krocze. Poczuła jak wystające z nagolenników kolce przebijają pancerz i wchodzą w ciało. Rodryk zaskowyczał niczym ranny kundel. Wypuścił miecz i przyciskając dłonie do okaleczonych narządów padł na kolana. Spojrzał na księżniczkę pełnym jadu i nienawiści wzrokiem.
- I tak cię miałem, dziwko – wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby.
Curvella splunęła mu w twarz, po czym sztychem przejechała po gardle. Z satysfakcją patrzyła, jak dokonuje żywota, krztusząc się własną krwią.
Nagle do jej uszu doszło znajome rżenie. Ujrzała Slepinira, galopującego po tęczowym moście prowadzącym ku wierzchołkowi niebosiężnego drzewa, które nagle pojawiło się na polanie, tuż przed zamkową bramą. Na grzbiecie zwierzęcia siedział Odyn, w towarzystwie Briana oraz Eryka. Księżniczkę ogarnął dziwny spokój. Po chwili wizja zniknęła, a De Sucz uśmiechając się ruszyła do sali tronowej, omijając po drodze dwa ogromne kruki, wydziobujące wnętrzności z truchła Rodryka. Czekało ją wiele pracy. Była teraz królową Cydonii.

Awatar użytkownika
Fasoletti
Sepulka
Posty: 16
Rejestracja: pt, 25 lut 2011 22:14

Post autor: Fasoletti »

Mam nadzieję, że nie walnąłem znów gafy, tzn. jeden tekst w miesiącu, czyli, że od wrzucenia poprzedniego tekstu nie musi minąć równy miesiąc? Mogę wrzucić jeden np. 28 lutego, a drugi 1 marca? Jeśli nie, to najwyżej niech Moderacja usunie, a ja z góry przepraszam.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Wykładnią obowiązujących regulaminów dużo lepiej ode mnie zajmą się Moderatorzy i KoMendatorzy z cenzusem, więc nie będę im odbierał chleba.
Na razie nie zrobię też łapanki. Zacznę od pytania: dlaczego?
Wspominasz w poście o hurtowym wrzucaniu tekstów na przełomie miesięcy, mam więc mniej lub bardziej uzasadnione obawy, że możesz to chcieć zrobić jeszcze w przyszłości. Wrzucasz też dwa teksty w przeciągu circa i ebałt dwóch tygodni. Ergo: dlaczego?
Z rzeczy technicznych - już pewnie zdążyłeś zauważyć, że Tematyczne dziwnym trafem mają większe wzięcie i absorbują uwagę wszelkich ciał komentujących w dużo większym stopniu niż inne formy fahrenheitowych warsztatów.
Druga fundamentalna sprawa. Warsztaty w dużej mierze są po to, żeby się czegoś nauczyć. Właśnie dlatego kilka osób ślęczy godzinami nad tekstami, szukając w nich błędów. Uwierz na słowo pisane, że to nie zawsze jest dobra zabawa. Ale skoro już zapełniają swój czas poprawianiem czyiś opowiadań, to lubią widzieć, że ich praca nie idzie na marne. Co nam przyjdzie natłoku opowiadań jednego autora, w których powtarzają się wciąż i na nowo te same błędy, podobne rozwiązania fabularne, czy ulubione związki frazeologiczne?
Czasami jest zdecydowanie lepiej dla autora żeby powyciągać wnioski z czyjejś pracy i napisać nowe opowiadanie (albo chociaż gruntownie popoprawiać jeżeli ma coś gotowego i chęć do pracy), pozwolić takiemu tekstowi odpocząć chwilę, dopracować go i dopiero wrzucić. Ale do tego czasu wycisnąć z tego co już się napisało wcześniej tak dużo jak się da. Poczekać, może przypadkiem wpadnie jeszcze kilka łapanek, ktoś się czegoś doszuka, kilku komentatorów zacznie dyskutować na temat swoich komentarzy i tak dalej i tym podobne.
Może wyniknie z tego coś pożytecznego, a tekst kolejny będzie można poczytać w czymś innym niż Warsztaty. Jakimś zbiorku, czasopiśmie itd. itp. etc. Z pożytkiem większym lub równym dla obu zainteresowanych stron.
Ciągłe i permanentne obcowanie z twórczością jednej i tej samej osoby, twórczością która cały czas trzyma się ram mniej więcej ustalonych też nie skutkuje automatycznym wzrostem chęci do czytania. Nawet najlepsze teksty powszednieją i zlewają się w jedną bezkształtną grudę. Dawkując emocje i grając na czytelniczej ciekawości (lub cierpliwości) można ugrać sporo więcej. W przypadku warsztatowych zmagań - przede wszystkim wiedzy, skoro uczenie się na błędach jest jedną z najlepszych metod (zaraz po uczeniu się na błędach kogoś innego).
Bo w gruncie rzeczy ograniczenia czasowe są nie dla komentujących, a przede wszystkim dla tych, którym komentarze się przydadzą. Im mniej tekstów na raz, tym większa szansa na to żeby dostać jakiś konstruktywny komentarz.
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Inaczej mówiąc.
Wstawiasz tekst. Feedback - komentarze, dyskusja. Miesiąc? No, powiedzmy. Wałkujesz uwagi w rozumie - ze 2 tygodnie. Piszesz kolejny tekst. Dajesz mu odleżeć - miesiąc. Czytasz, poprawiasz - 2 tygodnie.
Mnie wychodzi, że tekst na 3 miesiące co najmniej, żeby to miało sens.
Ja wiem, że reguła w regulaminie stoi, że raz na miesiąc. Ale nie minimum, tylko maksimum.
Warto dużo czytać tekstów cudzych i komentarzy do nich. To już tak dodatkowo.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Warto dużo czytać w ogóle ;)
Klasykę literatury nie tylko fantastycznej polecam
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Fasoletti
Sepulka
Posty: 16
Rejestracja: pt, 25 lut 2011 22:14

Post autor: Fasoletti »

Hmm, ok, na drugi raz będę wiedział, z tym, że tekst wrzucony poprzednio, a ten, dzieli kilka miesięcy, więc nie są pisane jeden po drugim. Tylko tu tak ekspresowo wtegowałem, ale na drugi raz już tak nie zrobię. Thx za odpowiedź i uświadomienie.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Fasoletti, to nie wymóg a jedynie sugestia. W ten sposób wydaje mi się, można coś zyskać a nie powielać cały czas to samo, jak zwrócił uwagę Bakalarz.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Curvella de Sucz. Finezyjnie, nie powiem... Córeczka Zdzirelli de Prostittute?
Ojciec, oczywiście, nie znany... (nie do końca przynajmniej :)))
Tylko pytanie, co takie budzące silne skojarzenia imię robi w standardowym tekście fantasy z dodatkiem mitologii nordyckiej?

e. dodatkowe zdanie
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
czarnykot
Sepulka
Posty: 64
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 19:23

Post autor: czarnykot »

Jak piszemy "nie" z przymiotnikami? Hę?

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2632
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

No, to zależy od kontekstu. Na przykład Znany? Nie znany, ale wręcz sławny!... ;)
Masz jakąś bessę, Neulargerze :D
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

czarnykot pisze:Jak piszemy "nie" z przymiotnikami? Hę?
Faktycznie, mam bessę jakąś...
Piszemy razem, oczywiście, z wyjątkiem sytuacji, kiedy partykuła "nie" wprowadza także przeciwstawienie (jak to pokazała Cordi).
Dobrze, że przynajmniej jedno z nas jest czujne, czarnakot.
Pewnie, niedługo pierwsza łapanka... :)

Mea maxima culpa <posypuję się popiołem>
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
czarnykot
Sepulka
Posty: 64
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 19:23

Post autor: czarnykot »

Czy możecie wrócić do flekowania? Proszę, proszę, proszę! Czytanie tego sprawia mi niezdrową wręcz przyjemność. Uwielbiam, jak bryzga jucha, ha, ha, ha!* <złowieszczy śmiech>

A z błędami ortograficznymi walczę zawsze i wszędzie. To kolejne z moich zboczeń. Niech moc będzie ze mną!

*trochę mniej zabawnie jest, jeśli to mój tekst jest rozjeżdżany

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Fasoletti pisze:Niebo nad twierdzą De Suczów płakało
Zacznę może od osobliwie mającego zwracać uwagę nazwiska de Sucz.
korzystając ze wsparcia Pordni językowej PWN
Czym jest de w imieniu i nazwisku np. Chris de Berg – przedrostkiem czy może istnieje jakaś bardziej fachowa nazwa?
Jest to rodzajnik, zwany też przedimkiem. Rodzajnik de jest nam znany najlepiej z języka francuskiego (choć występuje też w portugalskim), a poprzedza zwykle wyrazy pospolite.
Nazwiska z rodzajnikami wskazują na pochodzenie rodzin posługujących się nimi (w dawnej polszczyźnie istniały podobne nazwy osobowe typu Spytek z Melsztyna).
— Jan Grzenia, Uniwersytet Śląski

Czyli IMO żart upadł. Brzmi dziwnie, ale w Polsce też się da znaleźć dziwne nazwy miejscowości.
No i dalej. Niebo płakało. W sensie padał deszcz. Potem da się dowiedzieć, że rzęsiście.
Pod wiszącymi nisko, stalowoszarymi chmurami, krążyły wygłodniałe sępy
Pada rzęsisty deszcz i chmury wiszą arcynisko. O ile mi wiadomo to trochę niewygodne warunki do latania na niskich wysokościach dla sępów. Nie naturalniej byłoby im czekać na jakimś zwalonym pniu (że tak schematem rzucę)?
zakutego w stalową zbroję mężczyznę, który zdjąwszy z głowy ozdobiony bawolimi rogami hełm
Nie miałem na sobie pełnej stalowej zbroi, ale jakoś trudno jest mi wyobrazić sobie zdejmowanie w podobnym uniformie hełmu z bawolimi rogami bez wsparcia kogoś innego. Zresztą z czysto użytkowego punktu widzenia - po kiego grzyba komuś hełm ozdobiony bawolimi rogami w czasie bitwy? Wielkie, ciężkie i zaczepiające się o dodatkowe przedmioty rogi nie są szczególnie pomocne, a pełna zbroja skutecznie uniemożliwia zaatakowanie z popularnego byka...
Jesteś ścierwem Brianie
Przed Brianem przecinek by się przydał.
- Myślałeś, że wpuszczę do swojego gniazda węża, Rodryku? – warknął. – Curvella
O ile imię Curvella czy nazwisko de Sucz wołają co najwyżej o współczucie, to Rodryk może być niemal światełkiem w tunelu. Np. jako zabawa z el Cydem, być może zamierzona.
niż cuchnącą gnidę, jaką zawsze byłeś.
skoro mamy quasi-średniowiecze, to oględnie rzecz biorąc wszyscy są cuchnącymi gnidami. Higiena raczej nie była wtedy na wysokim poziomie.
Acidalii
Ta nazwa to od angielskiego słowa oznaczającego kwas?
Zrozumiał, że zbliża się koniec. Nie dbał o swoje życie, pragnął jednak ocalić księżniczkę.
Król z miejscowości Sucz jest nad wyraz rozumny. Ale czego miałby się spodziewać po ludziach, którzy zaatakowali mu twierdzę i przerobili wojsko na tatara? Puszczenia wolno wraz z honorami, szpadą i sztandarem? Księżniczka tez schematyczna do szczętu i nie do ocalenia. Zabije ją albo R. albo sama, jak w każdym innym filmie w którym podobna scena już funkcjonuje.
Zdechniesz De Sucz
przecinek przed de Suczem.
Umrzesz z jej ręki – wysapał jeszcze władca
Naturalnie, przecież w podobnym przypadku, tuż przed dekapitacją delikwenta musi się pojawić przepowiednia dotycząca tego złego.

Zmęczyło mi to... Ciąg dalszy być może nastąpi.
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Fasoletti
Sepulka
Posty: 16
Rejestracja: pt, 25 lut 2011 22:14

Post autor: Fasoletti »

Acidalii

Ta nazwa to od angielskiego słowa oznaczającego kwas?


Nie, nazwa regionu na Marsie. Podobnie jak Cydonia.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Fasoletti pisze:Nie, nazwa regionu na Marsie. Podobnie jak Cydonia.
Czyli sprawa robi się jeszcze mniej fajna. Nie przebrnąłem przez wszystkie numeryczne części tego opowiadania (być może mój błąd to jest), ale jakiekolwiek odwołanie do tego, że akcja utworu dzieje się na Marsie nie znalazłem. Mars jako taki pojawia się dopiero w autorskim wyjaśnieniu.
Część czytelników nie zna krain geograficznych na planetach Układu Słonecznego, które akurat nie są Ziemią (ja do nich należę) - więc taka Cydonia podczas czytania pozostanie nazwą wymyśloną przez autora. Jeżeli autor zupełnie otwarcie mówi mi, że to nie jest dziełem jego wyobraźni a na ten przykład angielskojęzycznej wikipedii, to mam prawo poczuć się nieco oszukanym. Tym bardziej, że nazwa geograficzna w opowiadaniu nie ma się niczym do Marsa.
Znajdzie się też część czytelników, którzy geografię Marsa znają na wyrywki. Ci powinni poczuć się tym bardziej oszukani, skoro każesz Czerwonej Planecie posiadać życie w dokładnie takiej formie jaka jest na Ziemi w okolicach europejskich wieków średnich, osadę Sucz i całą resztę tego bałaganu wraz z rycerzami, sępami, roślinnością i hełmami z bawolimi rogami.
Rzecz dodatkowa - jeżeli ktoś już znajdzie (niechby i przypadkiem) podobny kwiatek w tekście, to czemużby miał wierzyć w całą resztę? Zechce poszukać albo nie, ale autor może stracić coś cenniejszego niż chwilę potrzebną na wymyślenie swojej własnej nazwy geograficznej - wiarygodność.
Sasasasasa...

ODPOWIEDZ