Hell High
Moderator: RedAktorzy
- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Hell High
Gdy panna Tracy Dennings, długonoga brunetka o nienagannej figurze, weszła do czwartej klasy liceum w Coyote, jej uczniowie siedzieli już na swoich miejscach, witając ją spojrzeniem pełnym urażonej niewinności, mimo że przed chwilą wrzeszczeli na całego i kręcili się po klasie bez sensu. Kiedy Tracy weszła, wszyscy wstali, ale nie przestali rozmawiać. Bez słowa podeszła do okna, chwyciła klamkę i otworzyła je. Potem udała się do swojego biurka i usiadła, odchylając krzesło do tyłu. Przez dłuższy czas siedziała, patrząc na nich i nadal milcząc.
Rozmowy powoli cichły. Jej milczenie wyraźnie działało dzieciakom na nerwy. Była młodą nauczycielką, ale uczyła już piąty rok i wiedziała, że uczniów nie da się przekrzyczeć. Wszelkie próby były z góry skazane na niepowodzenie.
Po dwóch lub trzech minutach zapadła głęboka cisza. Clark Fadderly zachichotał, a jego sąsiad z ławki, Jason DuBell, prychnął pogardliwie, ale poza nimi wszyscy siedzieli w milczeniu.
W końcu Tracy wstała i podeszła do tablicy. Spojrzała na Clarka i Jasona. Potem po kolei na każdego ze swoich uczniów. Było ich dwudziestu trzech: od zasiadającego w pierwszej ławce grubego Johna Reece’a po siedzącego na końcu Richarda Bormanna, ogolonego na zero. Julio Iguaneda z Salwadoru - grzeczny, słabo mówiący po angielsku, ale świetnie rozumiejący, co ktoś do niego mówi; Bert McLeach, zaciekły demokrata z całkowitą niezdolnością zapamiętywania dat. Był też Sean Grady, żylasty, rudy chłopak, całkiem przystojny, syn kierownika miejscowej fabryki. Vanessa Hanson, błękitnooka i jasnowłosa dziewczyna, siostra szeryfa, która rzadko się odzywała, chociaż jej wyniki należały do najlepszych w szkole. Deborah Pyle, szara myszka notująca wszystko, cokolwiek mówili nauczyciele. Zazwyczaj uczniowie Tracy byli dobrymi dzieciakami, które starały się nadążyć za tokiem lekcji i nie przeszkadzać zbytnio. Ale zawsze zdarzały się typy takie jak Clark czy Jason. Byli niegłupi, ale niedojrzali. Tracy wiedziała, że wielu z nich to bardzo inteligentni ludzie. Jednak to nic nie dawało, jeśli nie potrafili lub nie chcieli tego wykorzystać albo, jeżeli robili to w sposób bezsensowny czy aspołeczny. Zresztą, praca w szkole w Coyote nie była takim wyzwaniem, jak praca w większych miastach. Tracy słyszała wystarczająco wiele od koleżanek i kolegów z innych szkół, żeby wiedzieć, że ma szczęście. Żaden z jej uczniów nie próbował jak dotąd rozwiązywać swoich problemów szkolnych przy pomocy pistoletu maszynowego czy noża sprężynowego.
Tracy napisała na tablicy cytat z Thomasa Jeffersona „ Drzewo wolności zakwita podlewane krwią patriotów i tyranów.”, po czym odwróciła się do klasy.
— Dzisiaj chcę porozmawiać o patriotyzmie — zaczęła. — Czy ktoś z was ma jakieś zdanie na ten temat?
Bruce Lapoix podniósł rękę.
— OK, Bruce. Powiedz nam coś.
- Patriotyzm jest wtedy, kiedy jest wojna i idzie się walczyć za swój kraj. – wyrecytował chłopiec.
- Tak, masz rację. – zgodziła się - Ktoś jeszcze? Śmiało, to nie na ocenę.
I wtedy to nastąpiło - Bert McLeach wyprostował się i złapał rękami za głowę. Obraz pojawił mu się przed oczami jak na wywoływanym zdjęciu.
- Zginiesz dzisiaj- powiedział Bert niesamowicie spokojnym głosem. Tracy nigdy nie widziała tak białej twarzy. Bert McLeach wyglądał jak upiorny chodzący trup.
- Bertie... – Sean Grady spojrzał na kolegę, przerażony. - Chyba dostał jakiegoś ataku... albo coś w tym stylu.
- Zginiesz - oznajmił Bert donośnie. Uczniowie odwracali się, by na niego spojrzeć. Tracy otworzyła usta. – Ogień palący wszystko. I zginie jeszcze ten palant Asago. Płonący ludzie… jak pieczone mięso.
- Zginą? - W głosach uczniów brzmiało zdumienie. Za plecami Berta, w ławkach, słychać było pełne niepokoju szepty. - Mówisz, że zginą?
Tracy cofnęła się niepewnie. Poczuła c o ś. Coś zimnego, czarnego, niepojętego.
- Zamknij się, kretynie. – warknął na Berta Jason – Bo dostaniesz po lekcjach.
- No właśnie – zawtórował mu Clark, spoglądając na MacLeacha złowróżbnie.
Oczy Bertiego zaczęły wyglądać nieco przytomniej.
- Ja, ja nie wiem co się stało… - wyjąkał
- Zamknij gębę. – syknął Clark, wstając.
- Panno Dennings, on nie chciał… - zaczął Sean.
Tracy, początkowo zamarła, teraz wzięła się w garść.
- Dość. — wycedziła. — Uspokójcie się wszyscy. Clark, na miejsce. Wyciągnijcie podręczniki i otwórzcie je na stronie czterdziestej szóstej. „Dajcie mi wolność” Patricka Kelly’ego. Przeczytajcie tę mowę i zastanówcie się nad jej sensem.
Opuściła klasę i pospieszyła ciemnym korytarzem do wyjścia. Pchnęła obrotowe drzwi i wyszła na słońce. Złapała za komórkę i zadzwoniła do dyrektora. Plowright, po usłyszeniu, co cię stało, zgodził się dać jej wolne popołudnie. Przez godzinę spacerowała po szkolnym boisku, żeby się uspokoić.
Właśnie szła przez parking dla personelu, kiedy usłyszała wołającego ją Willa Asago.
- Tracy! Już wychodzisz?
- Jadę do domu. Klasa ma na dziś dość i ja też. Podrzucić cię?
- Byłbym ci wdzięczny. Mój samochód jest ciągle w naprawie. Nie bardzo mam z czego zapłacić rachunek – krzywo uśmiechnął się Will.
Tracy dotarła do swojego samochodu. Było to BMW Z3, z czarnym, perłowym lakierem. Otworzyła drzwi i wsiadła.
- Uważaj na spodnie. — ostrzegła — Żebyś ich nie zachlapał błotem. Progi są trochę brudne.
Przejechali przez bramę szkoły i skierowali się na południe. O tej porze ulice były prawie puste, uczniowie siedzieli w szkole, a cała reszta nie korzyła zwykle pracy przed piątą.
Will obserwował przez chwilę, jak Tracy prowadzi.
- Wspaniały samochód — oświadczył. — Uwielbiam europejskie auta.
- Połowę zaoszczędziłam, połowę dołożył mi tato, z okazji dyplomu. Pracowałam jako kelnerka w trakcie wakacji, udzielałam korepetycji, raz udało mi się zarobić pięć tysięcy, bo okazało się, że stary obrazek po babci to jakiś szkic z dziewiętnastego wieku. Ale opłaciło się i naprawdę cieszę się, że mam to cacko.
- Ma wspaniałe przyspieszenie, prawda? Czterolitrowy silnik i tak dalej. Tracy wzruszyła ramionami. Nie była w nastroju do popisywania się mocą silnika. Will obserwował ją przez chwilę, a potem powiedział:
- Musisz czuć się dziwnie. Nie codziennie prorokują twoją śmierć.
- Już słyszałeś? Jest mi bardzo przykro, że zostałeś w to wplątany.
- Naprawdę uważasz, że Bert nie zrobił tego dla żartu?
- Nie wiem. Jednak nie wierzę, żeby to był żart. To miły, spokojny chłopak, który chce iść na studia. Niepotrzebne mu kłopoty – osądziła Tracy.
- Chyba mu nie uwierzyłaś? Dzieciakowi z liceum?
- Nie chcę teraz o tym mówić. Najpierw muszę się uspokoić. Poza tym, wyraz jego twarzy mógł przestraszyć nawet najodważniejszego.
- W porządku, jak chcesz. Rzeczywiście wydajesz się zdenerwowana. Ale na twoim miejscu bym uważał.
- Czemu?
- To niebezpieczne narażać się wariatom. Lepiej go teraz nie magluj za bardzo.
Tracy nie odpowiedziała. Stali na światłach przy Main Street, a ona nie potrafiła myśleć o niczym innym oprócz białej twarzy i upiornego głosu
Kiedy zapaliło się zielone światło, zamarła. Dwa samochody waliły wprost na nich. Pędziły po obu pasach jezdni. Ścigały się, jadąc obok siebie, corvette i cadillac. Tracy słyszała silniki wyjące na wysokich obrotach. Corvette pruł wprost na BMW, nawet nie próbował zjechać w prawo. Tracy zaledwie zauważyła przemykającego po lewej cadillaca. W sekundę później BMW i corvette zderzyły się czołowo; poczuła, jak unosi się w powietrze i leci. Nie było bólu, choć jakąś cząstką świadomości zarejestrowała, że uderzyła w kierownicę wystarczająco mocno, by wyrwać ją z obsady.
Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Płomień sięgnął w niebo, rozjaśniając noc. Tracy poczuła pierwszy dotyk płomieni, a potem nie było już nic…
Popełniłem to jakiś czas temu, bardzo krótkie, ale miało być w założeniu zaczątkiem zbiorku opowiadań o nienormalnej szkole.
Rozmowy powoli cichły. Jej milczenie wyraźnie działało dzieciakom na nerwy. Była młodą nauczycielką, ale uczyła już piąty rok i wiedziała, że uczniów nie da się przekrzyczeć. Wszelkie próby były z góry skazane na niepowodzenie.
Po dwóch lub trzech minutach zapadła głęboka cisza. Clark Fadderly zachichotał, a jego sąsiad z ławki, Jason DuBell, prychnął pogardliwie, ale poza nimi wszyscy siedzieli w milczeniu.
W końcu Tracy wstała i podeszła do tablicy. Spojrzała na Clarka i Jasona. Potem po kolei na każdego ze swoich uczniów. Było ich dwudziestu trzech: od zasiadającego w pierwszej ławce grubego Johna Reece’a po siedzącego na końcu Richarda Bormanna, ogolonego na zero. Julio Iguaneda z Salwadoru - grzeczny, słabo mówiący po angielsku, ale świetnie rozumiejący, co ktoś do niego mówi; Bert McLeach, zaciekły demokrata z całkowitą niezdolnością zapamiętywania dat. Był też Sean Grady, żylasty, rudy chłopak, całkiem przystojny, syn kierownika miejscowej fabryki. Vanessa Hanson, błękitnooka i jasnowłosa dziewczyna, siostra szeryfa, która rzadko się odzywała, chociaż jej wyniki należały do najlepszych w szkole. Deborah Pyle, szara myszka notująca wszystko, cokolwiek mówili nauczyciele. Zazwyczaj uczniowie Tracy byli dobrymi dzieciakami, które starały się nadążyć za tokiem lekcji i nie przeszkadzać zbytnio. Ale zawsze zdarzały się typy takie jak Clark czy Jason. Byli niegłupi, ale niedojrzali. Tracy wiedziała, że wielu z nich to bardzo inteligentni ludzie. Jednak to nic nie dawało, jeśli nie potrafili lub nie chcieli tego wykorzystać albo, jeżeli robili to w sposób bezsensowny czy aspołeczny. Zresztą, praca w szkole w Coyote nie była takim wyzwaniem, jak praca w większych miastach. Tracy słyszała wystarczająco wiele od koleżanek i kolegów z innych szkół, żeby wiedzieć, że ma szczęście. Żaden z jej uczniów nie próbował jak dotąd rozwiązywać swoich problemów szkolnych przy pomocy pistoletu maszynowego czy noża sprężynowego.
Tracy napisała na tablicy cytat z Thomasa Jeffersona „ Drzewo wolności zakwita podlewane krwią patriotów i tyranów.”, po czym odwróciła się do klasy.
— Dzisiaj chcę porozmawiać o patriotyzmie — zaczęła. — Czy ktoś z was ma jakieś zdanie na ten temat?
Bruce Lapoix podniósł rękę.
— OK, Bruce. Powiedz nam coś.
- Patriotyzm jest wtedy, kiedy jest wojna i idzie się walczyć za swój kraj. – wyrecytował chłopiec.
- Tak, masz rację. – zgodziła się - Ktoś jeszcze? Śmiało, to nie na ocenę.
I wtedy to nastąpiło - Bert McLeach wyprostował się i złapał rękami za głowę. Obraz pojawił mu się przed oczami jak na wywoływanym zdjęciu.
- Zginiesz dzisiaj- powiedział Bert niesamowicie spokojnym głosem. Tracy nigdy nie widziała tak białej twarzy. Bert McLeach wyglądał jak upiorny chodzący trup.
- Bertie... – Sean Grady spojrzał na kolegę, przerażony. - Chyba dostał jakiegoś ataku... albo coś w tym stylu.
- Zginiesz - oznajmił Bert donośnie. Uczniowie odwracali się, by na niego spojrzeć. Tracy otworzyła usta. – Ogień palący wszystko. I zginie jeszcze ten palant Asago. Płonący ludzie… jak pieczone mięso.
- Zginą? - W głosach uczniów brzmiało zdumienie. Za plecami Berta, w ławkach, słychać było pełne niepokoju szepty. - Mówisz, że zginą?
Tracy cofnęła się niepewnie. Poczuła c o ś. Coś zimnego, czarnego, niepojętego.
- Zamknij się, kretynie. – warknął na Berta Jason – Bo dostaniesz po lekcjach.
- No właśnie – zawtórował mu Clark, spoglądając na MacLeacha złowróżbnie.
Oczy Bertiego zaczęły wyglądać nieco przytomniej.
- Ja, ja nie wiem co się stało… - wyjąkał
- Zamknij gębę. – syknął Clark, wstając.
- Panno Dennings, on nie chciał… - zaczął Sean.
Tracy, początkowo zamarła, teraz wzięła się w garść.
- Dość. — wycedziła. — Uspokójcie się wszyscy. Clark, na miejsce. Wyciągnijcie podręczniki i otwórzcie je na stronie czterdziestej szóstej. „Dajcie mi wolność” Patricka Kelly’ego. Przeczytajcie tę mowę i zastanówcie się nad jej sensem.
Opuściła klasę i pospieszyła ciemnym korytarzem do wyjścia. Pchnęła obrotowe drzwi i wyszła na słońce. Złapała za komórkę i zadzwoniła do dyrektora. Plowright, po usłyszeniu, co cię stało, zgodził się dać jej wolne popołudnie. Przez godzinę spacerowała po szkolnym boisku, żeby się uspokoić.
Właśnie szła przez parking dla personelu, kiedy usłyszała wołającego ją Willa Asago.
- Tracy! Już wychodzisz?
- Jadę do domu. Klasa ma na dziś dość i ja też. Podrzucić cię?
- Byłbym ci wdzięczny. Mój samochód jest ciągle w naprawie. Nie bardzo mam z czego zapłacić rachunek – krzywo uśmiechnął się Will.
Tracy dotarła do swojego samochodu. Było to BMW Z3, z czarnym, perłowym lakierem. Otworzyła drzwi i wsiadła.
- Uważaj na spodnie. — ostrzegła — Żebyś ich nie zachlapał błotem. Progi są trochę brudne.
Przejechali przez bramę szkoły i skierowali się na południe. O tej porze ulice były prawie puste, uczniowie siedzieli w szkole, a cała reszta nie korzyła zwykle pracy przed piątą.
Will obserwował przez chwilę, jak Tracy prowadzi.
- Wspaniały samochód — oświadczył. — Uwielbiam europejskie auta.
- Połowę zaoszczędziłam, połowę dołożył mi tato, z okazji dyplomu. Pracowałam jako kelnerka w trakcie wakacji, udzielałam korepetycji, raz udało mi się zarobić pięć tysięcy, bo okazało się, że stary obrazek po babci to jakiś szkic z dziewiętnastego wieku. Ale opłaciło się i naprawdę cieszę się, że mam to cacko.
- Ma wspaniałe przyspieszenie, prawda? Czterolitrowy silnik i tak dalej. Tracy wzruszyła ramionami. Nie była w nastroju do popisywania się mocą silnika. Will obserwował ją przez chwilę, a potem powiedział:
- Musisz czuć się dziwnie. Nie codziennie prorokują twoją śmierć.
- Już słyszałeś? Jest mi bardzo przykro, że zostałeś w to wplątany.
- Naprawdę uważasz, że Bert nie zrobił tego dla żartu?
- Nie wiem. Jednak nie wierzę, żeby to był żart. To miły, spokojny chłopak, który chce iść na studia. Niepotrzebne mu kłopoty – osądziła Tracy.
- Chyba mu nie uwierzyłaś? Dzieciakowi z liceum?
- Nie chcę teraz o tym mówić. Najpierw muszę się uspokoić. Poza tym, wyraz jego twarzy mógł przestraszyć nawet najodważniejszego.
- W porządku, jak chcesz. Rzeczywiście wydajesz się zdenerwowana. Ale na twoim miejscu bym uważał.
- Czemu?
- To niebezpieczne narażać się wariatom. Lepiej go teraz nie magluj za bardzo.
Tracy nie odpowiedziała. Stali na światłach przy Main Street, a ona nie potrafiła myśleć o niczym innym oprócz białej twarzy i upiornego głosu
Kiedy zapaliło się zielone światło, zamarła. Dwa samochody waliły wprost na nich. Pędziły po obu pasach jezdni. Ścigały się, jadąc obok siebie, corvette i cadillac. Tracy słyszała silniki wyjące na wysokich obrotach. Corvette pruł wprost na BMW, nawet nie próbował zjechać w prawo. Tracy zaledwie zauważyła przemykającego po lewej cadillaca. W sekundę później BMW i corvette zderzyły się czołowo; poczuła, jak unosi się w powietrze i leci. Nie było bólu, choć jakąś cząstką świadomości zarejestrowała, że uderzyła w kierownicę wystarczająco mocno, by wyrwać ją z obsady.
Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Płomień sięgnął w niebo, rozjaśniając noc. Tracy poczuła pierwszy dotyk płomieni, a potem nie było już nic…
Popełniłem to jakiś czas temu, bardzo krótkie, ale miało być w założeniu zaczątkiem zbiorku opowiadań o nienormalnej szkole.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Dopytam Autora.
Rozumiem, że to jest, w założeniu, pierwsze opowiadanie z planowanego zbiorku? Tak?
Rozumiem, że to jest, w założeniu, pierwsze opowiadanie z planowanego zbiorku? Tak?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
Ale to w zasadzie opowiadanie o niczym. Gdybym chciał być złośliwy, podsunąłbym Ci kilka temacików (np. opowiadanie o drapieżnym szkolnym sedesie z zębami). Jeżeli już chcesz coś takiego popełnić, to interesujące byłoby wyjaśnienie powodów tej nienormalności.
A poza tym
...uczniowie siedzieli już na swoich miejscach, witając ją spojrzeniem pełnym urażonej niewinności,...
Wszyscy uczniowie powitali ją jednym spojrzeniem? I nie przewróciła się pod takim naporem?
Bez urazy. Uporczywy kaszel sprawia, że krytyka przychodzi mi dziś z podejrzaną dezynwolturą ;-(...
A poza tym
...uczniowie siedzieli już na swoich miejscach, witając ją spojrzeniem pełnym urażonej niewinności,...
Wszyscy uczniowie powitali ją jednym spojrzeniem? I nie przewróciła się pod takim naporem?
Bez urazy. Uporczywy kaszel sprawia, że krytyka przychodzi mi dziś z podejrzaną dezynwolturą ;-(...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
- Cordeliane
- Wynalazca KNS
- Posty: 2632
- Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23
Mnie przede wszystkim chciejstwo fabularne walnęło między oczy: nauczycielka przejęła się "proroctwem" ucznia, poczuła coś złowrogiego, zdenerwowała, wzięła wolne na resztę dnia, długo się musiała uspokajać (i wcale do końca się nie uspokoiła, jak wynika z późniejszej rozmowy)... a potem co? Bez chwili zastanowienia, bez jakiejkolwiek refleksji zaznaczonej w tekście proponuje podwózkę samochodem drugiemu bohaterowi przepowiedni, w trakcie konwersacji przyznając jeszcze raz, że "nie sądzi, by to był żart". Sorry, Winnetou,albo bohaterka jest koszmarną idiotką, albo to jest koszmarnie niespójne.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
To nawet nie było "coś" a "c o ś"! Te dodatkowe spacje niewątpliwie spowodują u czytelnika atak grozy wraz z następczą niemożnością wchodzenia do ciemnych pomieszczeń przez najbliższy tydzień.Cordeliane pisze:Mnie przede wszystkim chciejstwo fabularne walnęło między oczy: nauczycielka przejęła się "proroctwem" ucznia, poczuła coś złowrogiego(...)
Czyli nie wyszło, Autorze.
Swoją drogą nie jest to opowiadanie, to tekst.
Z bezsensownym początkiem i niepasującym zakończeniem. Łapanka będzie później, chyba że ktoś mnie uprzedzi...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Kurczę, wiedziałem, że nie jest to proza na miarę Sapkowskiego, ale że aż tak źle :-( Rozumiem krytykę i jestem za nią wdzięczny,ale określenie, że to nie jest nawet opowiadanie... Bez urazy, ale w zakużonym archiwum widziałem rzeczy sporo gorsze i nikt im tytułu opowiadania nie odmawiał. To tylko tak na marginesie. Pomijając to, czekam na zapowiedzianą łapankę.
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
Nie łam się. Dzierżyński golił się łyżką i nie pękał.
Sapkowski też nie zaczynał od górnego C. Nie popełniłeś prawie "błędów w zapisie", czego nie da się o każdym młodym i ambitnym powiedzieć.
I umiesz przyjmować ciosy na klatę - a to też jest warte uznania.
Sapkowski też nie zaczynał od górnego C. Nie popełniłeś prawie "błędów w zapisie", czego nie da się o każdym młodym i ambitnym powiedzieć.
I umiesz przyjmować ciosy na klatę - a to też jest warte uznania.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Nie wiem co znaczy "dużo gorsze"? Pod jakim względem? Struktury i spójności fabularnej? To akurat jest system zero-jedynkowy. Albo jest taka spójność i jest zachowana struktura - i wtedy mamy do czynienia z opowiadaniem (bądź innym utworem), albo nie ma i wtedy jest tekst.jaynova pisze:Bez urazy, ale w zakużonym archiwum widziałem rzeczy sporo gorsze i nikt im tytułu opowiadania nie odmawiał. To tylko tak na marginesie. Pomijając to, czekam na zapowiedzianą łapankę.
A rozważania pt. jak bardzo nie ma są sensu pozbawione...
Łapankę dostaniesz, spokojnie.
Swoją drogą: ZakuŻone Archiwum - to piszemy tak i tylko tak, bo ktoś niezorientowany pomyśli, że orty sadzisz... :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- JanTanar
- Fargi
- Posty: 383
- Rejestracja: wt, 22 lip 2008 21:10
Ostatnio niebezpiecznie zbliżałem się do offtopów (chociaż może nawet gorzej, bo to była sugestia, a tu się nie sugeruje tylko wytyka) to tym razem zbiorę się na parę uwag. Łapanki nie zrobię, nie mam kwalifikacji, ale kilka uwag odczytelniczych może się przydać.
Dla mnie nie jest to utwór. Ot, parę scenek, z których zupełnie nic nie wynika. Historia zbyt naciągana i banalna. Uczeń przepowiedział nauczycielce śmierć a ona pochodziła chwilę po boisku, zabrała do samochodu osobę, która miała umrzeć razem z nią, a później razem zginęli. I tyle? Opis konsumpcji kanapki z pomidorem mógłby być bardziej interesujący i trzymający w napięciu.
Nie bardzo wiadomo dlaczego w ogóle zostało to opisane. Coś się zdarzyło, no dobrze, ale co i dlaczego. O co chodzi i co się dzieje.
Pierwsze zdanie ogłusza czytelnika długością i złożonością, w dodatku jest zlepione „na siłę”. W drugim biedna Tracy wchodzi drugi raz, żeby w końcu wejść.
Coś za bardzo liczysz na domyślność czytelnika. Mnie na przykład Coś kojarzy się z filmem z lat 80 (podobno teraz remeikowanym) i zupełnie nie pasuje do klimatu twojej opowieści.
Natomiast pomijając szczegóły, zupełnie nie rozumiem, jakie te opisy i dialogi mają znaczenie dla fabuły? Chyba żadne, więc po co się nimi zajmować.
Jak pisałem, to nie łapanka, tyko kilka wybranych wytyków :) ale i tak całość nie zrobiła dobrego wrażenia. Za dużo chciejstwa (jak już pisała Cordeliane) a do tego przekaz szwankuje.
Dla mnie nie jest to utwór. Ot, parę scenek, z których zupełnie nic nie wynika. Historia zbyt naciągana i banalna. Uczeń przepowiedział nauczycielce śmierć a ona pochodziła chwilę po boisku, zabrała do samochodu osobę, która miała umrzeć razem z nią, a później razem zginęli. I tyle? Opis konsumpcji kanapki z pomidorem mógłby być bardziej interesujący i trzymający w napięciu.
Nie bardzo wiadomo dlaczego w ogóle zostało to opisane. Coś się zdarzyło, no dobrze, ale co i dlaczego. O co chodzi i co się dzieje.
Pierwsze zdanie ogłusza czytelnika długością i złożonością, w dodatku jest zlepione „na siłę”. W drugim biedna Tracy wchodzi drugi raz, żeby w końcu wejść.
Może da się otworzyć okno bez chwytania klamki, ale czy to w ogóle jest takie ważne. Poza tym „je” na końcu jakoś dziwnie wygląda.„Bez słowa podeszła do okna, chwyciła klamkę i otworzyła je.”
– Udała się? Nie mogła po prostu podejść? Ile biurek było w sali i dlaczego miała tam jedno swoje? Dlaczego usiadła na biurku i odchyliła krzesło do tyłu? I w ogóle czy odchylanie krzesła do tyłu jest istotne dla akcji?„Potem udała się do swojego biurka i usiadła, odchylając krzesło do tyłu.”
Taki zwyczaj? Przed lekcją spoglądać po kolei na każdego ucznia, czy zrobiła to tylko po to, żebyś mógł ich po kolei opisać? Nie przekonuje mnie. Tym bardziej, że nie bardzo rozumiem po co mam w tym momencie wiedzę o każdym z nich przyswajać, skoro ma się nijak do opisywanych zdarzeń.„W końcu Tracy wstała i podeszła do tablicy. Spojrzała na Clarka i Jasona. Potem po kolei na każdego ze swoich uczniów. Było ich dwudziestu trzech”
– zazwyczaj to nie jest dobre określenie. Wymieniłeś uczniów z klasy i „zazwyczaj” sugeruje, że często choć nie zawsze są dobrymi dzieciakami. Tylko, że później wymieniasz wyjątki nie dotyczące czasu tylko osób. Clark i Jason nie dzisiaj, tylko zawsze nie są dobrymi dzieciakami, i mam zgrzyt.„Zazwyczaj uczniowie Tracy byli dobrymi dzieciakami, które starały się nadążyć za tokiem lekcji i nie przeszkadzać zbytnio”
– Pisząc „to” byłeś przygotowany, że nastąpi. Czytelnika przygotować nie raczyłeś. Wychodzi komicznie. Poza tym narrator opisuje cały czas to, co daje się zobaczyć. „Obraz pojawił mu się przed oczami” – i wszyscy go widzieli?„I wtedy to nastąpiło - Bert McLeach wyprostował się i złapał rękami za głowę. Obraz pojawił mu się przed oczami jak na wywoływanym zdjęciu.”
– Reakcja wskazuje, że wszyscy mu wierzą, a to sugeruje, że jego zdolności są powszechnie znane. Jeżeli nie, to raczej klasa uznałaby, że robi sobie jaja i albo go wyśmiała, albo podchwyciła grę z nauczycielką. Tak czy inaczej dobrze by było dać znać czytelnikowi, która opcja jest właściwa.„- Zginą? - W głosach uczniów brzmiało zdumienie. Za plecami Berta, w ławkach, słychać było pełne niepokoju szepty. - Mówisz, że zginą?”
– No właśnie, czemu „c o ś” i czym się różni „c o ś” od cosia, a poza tym, czy można poczuć czerń?„ Poczuła c o ś. Coś zimnego, czarnego, niepojętego.”
Coś za bardzo liczysz na domyślność czytelnika. Mnie na przykład Coś kojarzy się z filmem z lat 80 (podobno teraz remeikowanym) i zupełnie nie pasuje do klimatu twojej opowieści.
Dotarła – brzmi, jakby to była długa i ciężka przeprawa. „Było to…” - tu, w przeciwieństwie do pierwszego zdania, dzielisz przekaz ponad miarę. Mógłbym jeszcze zapytać się retorycznie, czy nauczycielki zwykle wsiadają do BMW Z3 bez otwierania drzwi, ale pewnie byłoby to już nadmierne czepialstwo.„Tracy dotarła do swojego samochodu. Było to BMW Z3, z czarnym, perłowym lakierem. Otworzyła drzwi i wsiadła.”
typowe zaproszenie do sprawozdania skąd się wziął każdy dolar wydany na samochód.„- Wspaniały samochód — oświadczył. — Uwielbiam europejskie auta.
- Połowę zaoszczędziłam, …”
Natomiast pomijając szczegóły, zupełnie nie rozumiem, jakie te opisy i dialogi mają znaczenie dla fabuły? Chyba żadne, więc po co się nimi zajmować.
Jak pisałem, to nie łapanka, tyko kilka wybranych wytyków :) ale i tak całość nie zrobiła dobrego wrażenia. Za dużo chciejstwa (jak już pisała Cordeliane) a do tego przekaz szwankuje.
- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
JanTanar, dzięki za tą sekcję zwłok. W większości się z tobą zgadzam, zapominam czasem, że ja znam tych bohaterów i wiem co się stanie, a czytelnik nie i wiem po co się coś dzieje. Te spacje w słowie coś już wykasowałem :-) Prosiłbym tylko o w miarę delikatne wytłumaczenie co to jest chciejstwo fabularne, bo już drugi raz to czytam, a nie rozumiem. Pozdrowienia dla wszystkich komentatorów ze skalpelami ociekającymi atramentem.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Chciejstwo autorskie (fabularne)* - zabieg polegający na wprowadzeniu do fabuły epizodu potrzebnego do jej rozwoju, lecz niewynikającego w żaden sposób z uwarunkowań świata przedstawionego.
Epizod taki, dość często pozostaje w sprzeczności z wykreowanym wcześniej wizerunkiem bohaterów/światem przestawionym
W Twoim przypadku Autorze, jest nim, jak wskazała Cordi, sytuacja kiedy nauczycielka zdenerwowana (i być może wierząca w przepowiednię) wsiada razem drugim nauczycielem do samochodu tworząc tym samym warunki do wypełnienia się przepowiedni.
Jeżeli nauczycielka była taka wstrząśnięta (godzinę się uspokajała!) wsiąść do samochodu nie powinna, nawet jeżeli o końca nie wierzy w przepowiednię.
* - zarezerwowane dla FF. :)
Epizod taki, dość często pozostaje w sprzeczności z wykreowanym wcześniej wizerunkiem bohaterów/światem przestawionym
W Twoim przypadku Autorze, jest nim, jak wskazała Cordi, sytuacja kiedy nauczycielka zdenerwowana (i być może wierząca w przepowiednię) wsiada razem drugim nauczycielem do samochodu tworząc tym samym warunki do wypełnienia się przepowiedni.
Jeżeli nauczycielka była taka wstrząśnięta (godzinę się uspokajała!) wsiąść do samochodu nie powinna, nawet jeżeli o końca nie wierzy w przepowiednię.
* - zarezerwowane dla FF. :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Okay, teraz rozumiem. Pozwolę sobie tylko wyjaśnić (chociaż test powinien mówić za siebie).
W przepowiednię nie wierzyła, bardziej sądziła, jak jej kolega, że chłopaczek to wariat. Dlatego pojechali.
Godzinę się uspokajała, żeby nie prowadzić w stresie :-)neularger pisze: nauczycielka zdenerwowana (i być może wierząca w przepowiednię) wsiada razem drugim nauczycielem do samochodu tworząc tym samym warunki do wypełnienia się przepowiedni.
Jeżeli nauczycielka była taka wstrząśnięta (godzinę się uspokajała!) wsiąść do samochodu nie powinna, nawet jeżeli o końca nie wierzy w przepowiednię.
W przepowiednię nie wierzyła, bardziej sądziła, jak jej kolega, że chłopaczek to wariat. Dlatego pojechali.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Właśnie autorze.jaynova pisze:Okay, teraz rozumiem. Pozwolę sobie tylko wyjaśnić (chociaż test powinien mówić za siebie).
Gdybyś to:
wplótł w tekst, byłoby pewnie lepiej.janova pisze:W przepowiednię nie wierzyła, bardziej sądziła, jak jej kolega, że chłopaczek to wariat. Dlatego pojechali.
Zwłaszcza, że do opowiadań/powieści nie wydaje się z nakręcaną figurką autora, który tłumaczy co, gdzie i jak. :)
e. dodatkowo słówko
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- jaynova
- Klapaucjusz
- Posty: 2451
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Po przeczytaniu wszystkich uwag ( czekam na dalsze oczywiście) nie bardzo wiem, co teraz robić. Czy poprawiać to opowiadanie, jako stanowiące coś w rodzaju wprowadzenia w świat przedstawiony, jak planowałem? Bo miałem nadzieje wrzucić na forum za tydzień czy dwa, zgodnie z zasadami warsztatów, kolejne opowiadanie, które już trochę odleżało i które teraz intensywnie poprawiam. A może w ogóle dać sobie spokój? BO zazwyczaj autorom radzi się tu "czytaj więcej" a ja to robię cały czas.
"May God have mercy upon my enemies; they will need it." - Gen. George Patton.