Raptus puellae

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Narai
Fargi
Posty: 345
Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26

Raptus puellae

Post autor: Narai »

Oto kolejny tekst do poznęcania się. Zapraszam serdecznie :)
______________________


Smocze legowisko znajdowało się się gdzieś w labiryncie jaskiń ukrytych we wnętrzu góry Garbatej. Nadchodzący dzień miał być ostatnim, jaki dany było przeżyć ognistej poczwarze. Smoka zabić miała piątka wynajętych przez króla ludzi. Tylko oni byli w stanie wykończyć bestię i uwolnić porwaną królewnę. Tak przynajmniej twierdzili, a ich słowa brzmiały niezwykle przekonująco. Król nie był potężnym władcą, rycerzy miał niewielu, więc chcąc nie chcąc przystał na ich propozycję.
Nie zwlekając wyruszyli w drogę. Sposobami znanymi tylko Haxowi zwiadowcy, zlokalizowali smocze gniazdo. Po zbadaniu okolic Garbatej czarodziejka Viscaria zablokowała wszystkie wyloty jaskiń, ostatni wówczas, gdy już znajdowali się we wnętrzu góry.
- Klamka zapadła – oświadczyła. - Teraz wydostaniemy się stąd tylko dzięki teleportacji. Amulet jest jednorazowy, przypominam. Pilnujcie się, bo po nikogo wracać nie będę.
Towarzystwo zamruczało ze zrozumieniem i pokiwało głowami.
Ruszyli ciemnymi tunelami. Na czele szedł Hax, za nim lekkim krokiem sunęła jego żona nazywana Laleczką. W dłoniach dzierżyła naładowaną kuszę. Za Laleczką kryła się Viscaria oraz Xavier – "specjalista od zamków i urządzeń mechanicznych". Kolumnę zamykał Ranun, prawie dwumetrowy, zakuty w kolczugę weteran nieznanych nikomu bitew.
Powoli posuwali się wgłąb podziemi, co chwila potykając o nierówności podłoża. Było kompletnie ciemno. Tylko Hax oświetlał sobie drogę mdłym światłem złodziejskiej latarki. Viscaria wolała uniknąć zbędnego marnowania siły magicznej.
Szli długo. I nic się nie działo. Korytarz był szeroki, smok zapewne poruszał się tędy swobodnie. Hax prowadził ich nie wahając się niemal wcale. Kolejne rozwidlenia wyłaniały się przed nimi, a zwiadowca po kilku chwilach wskazywał odpowiedni tunel.
Monotonia marszu powinna była osłabić ich czujność. Na to liczyli mieszkańcy podziemnych jaskiń. Bezszelestnie podążali za najemnikami, pełznąc po ścianach i sklepieniach, trzymając się poza zasięgiem słabych, ludzkich zmysłów.
Intruzi nie zapuszczali się aż tak daleko. Zazwyczaj zawracali. Bardziej uparci byli zabijani.
Ci tutaj, byli bardzo uparci.
Wielki, czarny nietoperz spadł Ranunowi na plecy. I bardzo głupio zrobił. Szpony zachrobotały o kółka kolczugi. Kły zwarły się na chroniącym głowę i kark kapturze kolczym. Nim nietoperz zdążył zmienić chwyt, Ranun sięgnął ręką do tyłu, chwycił potwora za łeb i ściągnął go z siebie, po czym zgruchotał mu kręgi. Wszystko to stało się w mgnieniu oka. W powietrzu rozległ się ogłuszający wizg. Dziesiątki skrzydlatych bestii rzuciły się na grupkę najemników. Nim dosięgły celu ginęły, zdumione ostrym, rozdzierającym bólem, jakiego dotąd nie znały. Ogarnął je strach. Intruzi okazali sie potworami. Mieli długie i ostre szpony. Nietoperze wolały uciec.
- Niech to szlag – zaklął Xavier, obmacując nieliczne zadrapania. - To gówno nie jest jadowite co?
- Nie. To raczej zwykłe nietoperze. Tylko duże. - Viscaria westchnęła. - Bardziej zastanawia mnie czy w jakiś sposób zaalarmują smoka. Zapalcie wreszcie tę lampę!
Zajaśniał mdły płomyk "złodziejki". W jej świetle szybko dokonano przeglądu strat, które były znikome.
- Myślicie, że te stwory były czymś w rodzaju dzwonków przy drzwiach? - Podjęła temat Laleczka. - No wiecie, ktoś wchodzi, dzwoneczki dzwonią, gospodarz wie, że goście idą. Nietoperze atakują, smok już szykuje powitanie.
- Może. Tak czy siak, idziemy tak, jak szliśmy, jeszcze za wcześnie na magię. Wszyscy gotowi? Hax?
Zwiadowca kiwnął głową.
Bez zbędnych słów ruszyli dalej. Jednak niezbyt długo.
W pewnym momencie Hax zatrzymał się nagle. Wykonał krótki gest.
- Woda – syknęła Laleczka. - Trzeba się będzie trochę zamoczyć...
Choć w ciemności nie było tego widać, wszystkim zrzedły miny. Ciemne podziemia, woda o niewiadomej zawartości i głębokości. Bosko.
Hax oddał "złodziejkę" Xavierowi, po czym ostrożnie zanurzył stopę w wodzie. Po chwili cofnął ją. Odczepił przytroczoną do pasa linę, do jednego jej końca przywiązał nóż. Zaczął powoli zanurzać go w wodzie. Wszystkim wydawało się, że trwa to w nieskończoność. W końcu Hax wyciągnął linę. Przesunął ją w dłoniach. Przygryzł wargi. Nikomu nie trzeba było wyjaśniać, jak bardzo głęboki jest zbiornik.
Hax znów wykonał kilka gestów.
- Nie da się tego obejść – przetłumaczyła Laleczka. - Jakieś propozycje?
Viscaria nagle znalazła się w punkcie ogniskowym czterech spojrzeń.
- No dobra, niech wam będzie... - złożyła palce, wymruczała kilka słów. Pięć par oczu rozjarzyło się fosforycznym blaskiem. Hax zgasił i schował zbędną już latarkę.
Teraz mogli stwierdzić, że do groty z jeziorkiem było tylko jedno wejście. To, w którym stali. Nie było korytarza po drugiej stronie, nie było żadnej szczeliny w sklepieniu.
- Zabłądziliśmy? - W głosie Xaviera brzmiało niedowierzanie. - Spartoliłeś sprawę, Hax...
Zwiadowca pokręcił głową.
Ranun pochylił się nad powierzchnią wody, starając się dojrzeć cokolwiek w jej odmętach.
- To co, mała kąpiel?
- No zwariowałeś?
- Wcale nie. Hax prowadził nas bezbłędnie. Smok zanurkował, nawet ja to widzę. O, tu pazury zostawiły rysy, widzisz? Skubany nieźle się chowa.
- Nie traćmy więc czasu – stwierdziła Viscaria. - Zaraz was przygotuję. Tylko nie wskakujcie do wody od razu, poczekajcie parę chwil na wszystkich. Te parę sekund bez tlenu kuku wam nie zrobi.
Magia zatrzeszczała w palcach czarodziejki, po kolei pozbawiając jej towarzyszy tchu.
Zanurzyli się w czarnej toni, biorąc do płuc haust lodowatej wody.
Teraz widzieli, że jezioro okazało się głębsze niż przypuszczali. Nieznacznie, ale jednak. W skalnej ścianie, tuż nad dnem, dostrzegli ciemny wlot podwodnego korytarza.
Oprócz nich w jeziorze nie było żywego ducha. Tak samo w tunelu. Kiedy zaś wynurzyli się z wody, na skalistym brzegu również nikt na nich nie czekał. Zdumiał ich ten fakt. Spodziewali się hord bestii próbujących uniemożliwić im dotarcie do smoczego legowiska. Najwidoczniej smok nie posiadał tak bogatego inwentarza.
Viscaria rozproszyła czar spowijający drużynę.
Przez chwilę krztusili się i wykasływali ostatki wody w efekcie wycofywania zaklęcia. W jaskini było o wiele cieplej niż w pozostałej części podziemi, przemoczone ubrania nie dawały poczucia dyskomfortu.
Od brzegów jeziorka ciągnął się kolejny korytarz, skręcający pod ostrym kątem po kilku pierwszych metrach. Zza zakrętu przebijał snop silnego światła.
Ruszyli do przodu. Broń mieli przygotowaną, czujność wyostrzoną do maksimum.
Grota, która ukazała się ich oczom była ogromna. Przez chwilę cała piątka miała wrażenie, że znaleźli się na powierzchni, jednak to, co brali za słońce okazało się ognistą kulą unoszącą się pod sklepieniem. Dawała nienaturalnie dużo światła, oraz rozkoszne, ożywcze ciepło. Powietrze było rześkie, całkowicie pozbawione podziemnego zaduchu. Całą jaskinię porastała bujna zieleń, zaś w samym jej środku stał dom z białego marmuru.
Xavier zaklął, Laleczka westchnęła z podziwem, reszta stała jak wmurowana. Baśniowy krajobraz wywierał hipnotyczne wrażenie. Stali jak w transie, niezdolni do ruchu, zmuszeni do bezgłośnego podziwu.
Drzwi domu otworzyły się. Wyłoniła się zza nich drobna, dziewczęca postać. Ubrana była w balową suknię, ale długie, rude włosy były rozwichrzone, jak gdyby nie zaznały grzebienia od wielu dni. Dziewczyna przyłożyła dłoń do czoła, przez chwilę wpatrywała się w grupkę zbrojnych, a potem...
- Raak! - wrzasnęła ile sił w płucach. - Raak! Przyszli tu! Raak chodź szybko!
Krzyk sprawił, że przybysze otrząsnęli się z odrętwienia.
- To ona! - zawołał Xavier. - Królewna! Tylko czego się tak drze...
- Chyba nie jest zachwycona naszą obecnością – zauważyła Laleczka.
- No raczej. Uciekła do domu. Nie wiem, ale moim zdaniem ofiary porwania inaczej reagują...
Smok bezszelestnie wylądował przed najemnikami. Zaskoczył ich. Gad przeciągnął się niczym kot, usiadł, owinął łapy ognem. Przekrzywił głowę, wlepiając w intruzów złote spojrzenie.
- Idźcie sobie – poradził. - Nie chcemy was tutaj, ani ja, ani ona.
- Co ty nie powiesz.
- Wiem, że przyszliście po nią. Nic z tego. Chcecie złota? Dam wam złoto i wynoście się.
- No i po co się powtarzać – westchnęła Laleczka. I wpakowała bełt prosto w smocze serce. A przynajmniej taki miała zamiar. Smok przypadł do ziemi, pocisk gwizdnął nad nim i wbił w deski drzwi.
Drużyna rozprysnęła się na boki. Laleczka błyskawicznie załadowała kuszę, Ranun z rykiem runął do przodu, wywijając młotem. Smok poderwał się do góry, załopotał skrzydłami. Był już w powietrzu, kiedy w jego kierunku poleciał kolejny bełt. Chybiony. Smok rzygnął strugą ognia, ale płomienie zatrzymały się na magicznej kopule roztoczonej nad ziemią. Viscaria stała z wzniesionymi ramionami, a z jej dłoni unosiły się migoczące pasma wsiąkające w barierę.
Smok błyskawicznie obniżył lot i kolejny słup ognia posłał pod kopułę. Jednak czas, który zajął mu głęboki wdech był wystarczający, aby czarodziejka zdążyła uformować przed sobą pole ochronne. Uchroniło ją przed gorącem płomieni, jednak siła smoczego oddechu odrzuciła ją niczym szmacianą lalkę.
Zajęty czarodziejką smok nie zauważył Haxa, który znalazł się tuż obok niego. Dopiero kiedy ciężka sieć oplotła jedno ze skrzydeł rzucił się do ucieczki. Nie dał rady wzbić się w powietrze, skoczył do tyłu, ale było już dla niego za późno. Ranun zaszedł go z drugiej strony, uderzył młotem wolne skrzydło, zgruchotał kość. Bestia zaryczała rozpaczliwie. Próbował dosięgnąć Ranuna łapą, nie trafił. Stalowy bełt wbił się w smoczy grzbiet, po chwili drugi utkwił w szerokiej szczęce.

***
Przeraźliwy wizg słychać było dokładnie nawet za grubym marmurem ścian. Xavier nie brał udziału w walce. Jego zadaniem było przechwycenie królewny, co właśnie starał się zrobić.
Strasznie opornie mu to szło. Królewna najwyraźniej nie miała ochoty na żadne przechwytywanie. Kiedy zobaczyła go w progu domu pisnęła cienko i uciekła na wyższe piętro. Kiedy gnał za nią po schodach, królewna zrzuciła mu na głowę kwiatek wraz z doniczką, po czym zabarykadowała się w pokoju.
Drzwi były solidne. Zamka nie miały. Widocznie zostały zasunięte sztabą. Zapukał delikatnie.
- Idź sobie! - Wrzasnęła królewna.
- Wasza Wysokość... Jesteśmy tu, aby cię uratować i oddać w ręce rodzica. Nie masz się czego obawiać...
- Zostaw mnie w spokoju ciemna maso! - usłyszał w odpowiedzi. Zirytowało go to, jednak pozostał opanowany.
- Wasza Wysokość, proszę mi otworzyć, nie zrobię ci krzywdy.
- Woooon! Nie chcę! Raak ratunku!
- A, to to tak – wycedził Xavier, rozeźlony nagle. - Jak ty tak, to ja się już nie będę patyczkował. Sama tego chciałaś.
Ściągnął z pleców sakwę, otworzył ją. Z przepastnych czeluści wyciągnął niewielki, skórzany worek, szczelnie zaszyty i natłuszczony, nie przepuszczający wilgoci. Rozciął go, po czym wyjął cztery grube, walcowate pałeczki, z powtykanymi do ich wnętrza sznurkami.
Przymocował je do drzwi. Po jednym walcu na zawias i dwa przy zasuwie.
- Radzę stanąć jak najdalej od drzwi! - zawołał, podpalając lonty. - Zaraz będzie bum!
Bum było ładne i efektywne. Xavier przeskoczył tlące się kawałki drzwi, szybko przemierzył szerokość pokoju i wyprowadził na zewnątrz wyrywającą się królewnę.

***
Smok umierał. Razem z nim umierała jaskinia. Światło gasło i zapalało się na nowo wraz z ostatnimi uderzeniami smoczego serca, rośliny więdły w przyspieszonym tempie. Powietrze stało się nagle ciężkie, wzrastał upał. Smok jęknął. Ściany odpowiedziały mu głuchym pomrukiem. I zaczęły się kruszyć. Deszcz kamieni stawał się coraz gęstszy. Tu i ówdzie od ścian odpadały większe odłamy skalne.
- Gdzie jest Xavier, do cholery! - wrzeszczała spanikowana Laleczka. - Zaraz nas zasypie!
- Jakiś czas mogę jeszcze utrzymać tarczę, ale nie za długo – wysapała Viscaria. - Pole deportacyjne jest gotowe, ale muszę mieć jeszcze siły na jego aktywację.
- Idzie Xavier – stwierdził Ranun. - I ma królewnę... Dobra jest, zmywamy się...
W tym właśnie momencie powietrze eksplodowało przeraźliwym piskiem. Ściany osypały się do końca, ukazując dziesiątki otworów z których zaczęły wylatywać czarne cienie.
Setki olbrzymich nietoperzy gnały ku najemnikom. Omijały tarczę Viscarii i atakowały w morderczym szale. Tym razem nie uciekały. Nie zważając na własne rany ani śmierć pobratymców kłębiły się wokół najemników, gryząc i szarpiąc, próbując rozerwać ich na krwawe strzępy.
Na szczęście amulet Viscarii nie zawiódł. Aktywowany teleportował wszystkie znajdujące się w jego polu istoty, na które był zaprogramowany. W tym wypadku była to piątka najemników i królewna.
Nietoperze wrzeszczały w bezsilnej wściekłości, kiedy ich ofiary zniknęły w fioletowym błysku.

***
Do królewskiej komnaty wpadł zdyszany dworzanin.
- Panie! - krzyknął – Są! Wrócili!
- Są? - Król zerwał się błyskawicznie, odepchnięte krzesło grzmotnęło o podłogę. - Wszyscy?
- Tak! Właśnie się pojawili! Huknęło, błysk poszedł... - te rewelacje monarcha otrzymał będąc już w biegu. Nie zwracał uwagi na dalsze krzyki. Wiedział jak wygląda teleportacja, interesowało go zupełnie co innego.
Wpadł do komnaty, przed wieloma dniami przygotowanej do funkcji aportacyjnej.
Omiótł wzrokiem obecnych. Ujrzał rozemocjonowanych dworzan. Poranionego Ranuna. Szkarłatnego od krwi nietoperzowej i własnej Xaviera. Wyczerpaną do cna Viscarię i obejmujących się silnie Haxa i Laleczkę.
- Mirelle... – wychrypiał. Wszystkie spojrzenia powędrowały w jego kierunku. Pięć z nich wyrażało panikę.
Bo królewny Mirelle nie było.

***
W sercu góry Garbatej stado gigantycznych nietoperzy obsiadło ściany i sklepienie jaskini. Niektóre wylądowały na ziemi i nieśmiało pełzły w kierunku nieruchomego smoczego ciała.
Mirelle roniąc rzewne łzy wyciągała bełty z krwawiących ran bestii.
- Nie płacz mała – mruknął smok Raak otwierając złote oko. - Do wesela się zagoi.

____________________
edit. bo wyraz zjadłam i nie zauważyłam
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Re: Raptus puellae

Post autor: beton-stal »

Narai pisze:Smocze legowisko znajdowało się się gdzieś w labiryncie jaskiń ukrytych we wnętrzu góry Garbatej.
Się się nie sprawdziło. Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie...
Narai pisze:Nie zwlekając wyruszyli w drogę. Sposobami znanymi tylko Haxowi zwiadowcy, zlokalizowali smocze gniazdo.
A kim lub czym jest Hax? Tak wyskakuje niczym królik z kapelusza. Przecinek kompletnie bez sensu.
Narai pisze:Po zbadaniu okolic Garbatej czarodziejka Viscaria zablokowała wszystkie wyloty jaskiń, ostatni wówczas, gdy już znajdowali się we wnętrzu góry.
I znowu – pojawia się imię, ale diabli wiedzą czyje. Do tej pory nie było słowa o żadnej czarodziejce, więc skąd się babsztyl nagle wziął w tekście?
Przecinek bez sensu, przez co zdanie staje się nieczytelne. "Ostatni" odnosi się do wylotu, tak? W takim razie zdanie powinno brzmieć: "(...) wyloty jaskiń – ostatni wówczas, kiedy [podmioty – niech autor określi, kto zacz] znajdowali się (...)".
Strach czytać dalej.
Narai pisze:Powoli posuwali się wgłąb podziemi, co chwila potykając o nierówności podłoża. Było kompletnie ciemno. Tylko Hax oświetlał sobie drogę mdłym światłem złodziejskiej latarki. Viscaria wolała uniknąć zbędnego marnowania siły magicznej.
Zanim zdążyłem zadać pytanie, czym oświetlali sobie drogę, autor już odpowiedział – złodziejską latarką. Czym się taka różni od zwykłej – ma kradzioną żarówkę czy jest bez baterii?
Narai pisze:Szli długo. I nic się nie działo. Korytarz był szeroki, smok zapewne poruszał się tędy swobodnie. Hax prowadził ich nie wahając się niemal wcale. Kolejne rozwidlenia wyłaniały się przed nimi, a zwiadowca po kilku chwilach wskazywał odpowiedni tunel.
Aż chciałoby się, aby autor podzielił się z czytelnikiem informacją, skąd Hax tak świetnie znał topografię korytarzy jaskini/góry.
Narai pisze:Monotonia marszu powinna była osłabić ich czujność. Na to liczyli mieszkańcy podziemnych jaskiń. Bezszelestnie podążali za najemnikami, pełznąc po ścianach i sklepieniach, trzymając się poza zasięgiem słabych, ludzkich zmysłów.
Chyba widziałem ten film – o ile pamiętam, nosił tytuł "Zejście" (w polskiej wersji, ale w oryginale było chyba tak samo – "Descend"). Film można oceniać różnie, ale napięcie i nastrój grozy w nim były. Niestety, w recenzowanym tekście nie ma mowy o takich efektach. Czemu? Niech sobie autor wyobrazi, że czyta powieść-horror: "Bohater szedł sam ciemną ulicą. Powinien się bać – tak zakładał wampir śledzący go krok w krok". Stawiam flaszkę każdemu, komu włos zjeżył się ze strachu na karku po przeczytaniu tej próbki.
Narai pisze:Intruzi nie zapuszczali się aż tak daleko. Zazwyczaj zawracali. Bardziej uparci byli zabijani.
Ci tutaj, byli bardzo uparci.
Zatem będą bardzo zabici. Bardziej zabici niż intruzi bardziej uparci niż zwyczajni.
Narai pisze:Wielki, czarny nietoperz spadł Ranunowi na plecy. I bardzo głupio zrobił.
Po prostu idiotycznie, kretyńsko, debilnie. Autorze, przysłówek "głupio" to jest na pewno ten, który należało umieścić w tym kontekście?
Narai pisze:Szpony zachrobotały o kółka kolczugi. Kły zwarły się na chroniącym głowę i kark kapturze kolczym. Nim nietoperz zdążył zmienić chwyt, Ranun sięgnął ręką do tyłu, chwycił potwora za łeb i ściągnął go z siebie, po czym zgruchotał mu kręgi. Wszystko to stało się w mgnieniu oka. W powietrzu rozległ się ogłuszający wizg. Dziesiątki skrzydlatych bestii rzuciły się na grupkę najemników. Nim dosięgły celu ginęły, zdumione ostrym, rozdzierającym bólem, jakiego dotąd nie znały. Ogarnął je strach. Intruzi okazali sie potworami. Mieli długie i ostre szpony. Nietoperze wolały uciec.
Hm, pomijam brak przecinka po "celu" – co prawda początkowo zupełnie uniemożliwia zrozumienie zdania, ale prawdziwy problem pojawia się, kiedy zdanie stanie się już zrozumiałe. Ot, po prostu intruzi nagle okazali się potworami. Stąd szpony – wiadomo.
Narai pisze:- Niech to szlag – zaklął Xavier, obmacując nieliczne zadrapania. - To gówno nie jest jadowite co?
- Nie. To raczej zwykłe nietoperze. Tylko duże. - Viscaria westchnęła. - Bardziej zastanawia mnie czy w jakiś sposób zaalarmują smoka. Zapalcie wreszcie tę lampę!
Jaką lampę?
Narai pisze:Zajaśniał mdły płomyk "złodziejki". W jej świetle szybko dokonano przeglądu strat, które były znikome.
Czyli jednak jakieś były? Ciekawe jakie, skoro nietoperze ginęły, zanim dopadły celu, a potem się wycofały. To jakie straty poniosły potwory?
Narai pisze:- Myślicie, że te stwory były czymś w rodzaju dzwonków przy drzwiach? - Podjęła temat Laleczka. - No wiecie, ktoś wchodzi, dzwoneczki dzwonią, gospodarz wie, że goście idą. Nietoperze atakują, smok już szykuje powitanie.
Idea dzwonka przy drzwiach jest dość trudna, dlatego dobrze się stało, że bohaterka tak przystępnie wyłuszczyła w czym rzecz.
Narai pisze:Bez zbędnych słów ruszyli dalej. Jednak niezbyt długo.
Co "niezbyt długo"? Ruszyli?
Narai pisze:Ciemne podziemia, woda o niewiadomej zawartości i głębokości.
Myślałem, że zawartością wody jest po prostu woda, czyli H2O. Ale widocznie w chemii i fizyce zaszły jakieś poważniejsze zmiany.
Narai pisze:Hax oddał "złodziejkę" Xavierowi, po czym ostrożnie zanurzył stopę w wodzie. Po chwili cofnął ją. Odczepił przytroczoną do pasa linę, do jednego jej końca przywiązał nóż. Zaczął powoli zanurzać go w wodzie. Wszystkim wydawało się, że trwa to w nieskończoność. W końcu Hax wyciągnął linę. Przesunął ją w dłoniach. Przygryzł wargi. Nikomu nie trzeba było wyjaśniać, jak bardzo głęboki jest zbiornik.
Hax znów wykonał kilka gestów.
- Nie da się tego obejść – przetłumaczyła Laleczka. - Jakieś propozycje?
Nie umieją pływać, tak?
Jakie gesty wykonał Hax? – pytam z czystej ciekawości.
Narai pisze:Viscaria nagle znalazła się w punkcie ogniskowym czterech spojrzeń.
Choć było ciemno i nie było widać, jakie kto ma miny (zrzedłe, zresztą).
Narai pisze:Teraz widzieli, że jezioro okazało się głębsze niż przypuszczali. Nieznacznie, ale jednak.
Bardzo bym chciał wiedzieć jak nieznacznie. O centymetr? O cal? Może pół stopy nawet?
Narai pisze:W jaskini było o wiele cieplej niż w pozostałej części podziemi, przemoczone ubrania nie dawały poczucia dyskomfortu.
Zafascynowało mnie to zdanie. Chodziło to, że pomimo mokrych ubrań nie odczuwali zimna? Czy ten tekst powstał na konkurs komplikowania wypowiedzi ponad potrzebę?
Narai pisze:Grota, która ukazała się ich oczom była ogromna. Przez chwilę cała piątka miała wrażenie, że znaleźli się na powierzchni, jednak to, co brali za słońce okazało się ognistą kulą unoszącą się pod sklepieniem.
Nigdzie nie jest napisane, że ktokolwiek brał światło za słońce. Raczej za smoczy poblask – stąd gotowa broń i wyostrzone zmysły.
PS. Film o kuli ("Kula") też widziałem.
Narai pisze:Dawała nienaturalnie dużo światła, oraz rozkoszne, ożywcze ciepło. Powietrze było rześkie, całkowicie pozbawione podziemnego zaduchu. Całą jaskinię porastała bujna zieleń, zaś w samym jej środku stał dom z białego marmuru.
A nie z piernika? Bo historyjkę o piernikowej chacie też znam.
Narai pisze:Xavier zaklął, Laleczka westchnęła z podziwem, reszta stała jak wmurowana.
Cóż, marmur robi wrażenie.
Narai pisze:Drzwi domu otworzyły się. Wyłoniła się zza nich drobna, dziewczęca postać. Ubrana była w balową suknię, ale długie, rude włosy były rozwichrzone, jak gdyby nie zaznały grzebienia od wielu dni. Dziewczyna przyłożyła dłoń do czoła, przez chwilę wpatrywała się w grupkę zbrojnych, a potem...
Klasyczna scena, kiedy do meliny przyjeżdża policja, a laska mówi, że konkubenta nie ma, bo poszedł z kumplami na browara. Jakoś rozmarzyłem się...
Narai pisze:Smok bezszelestnie wylądował przed najemnikami. Zaskoczył ich.
No to ciężkie z nich dupy wołowe. Mieli na tyle dużo czasu, aby prowadzić idiotyczny dialog prowadzący do konkluzji, na którą średnio rozgarnięty czytelnik wpadł w pierwszym ułamku sekundy, ale smok ich zaskoczył. Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji!
Narai pisze:Gad przeciągnął się niczym kot, usiadł, owinął łapy ognem. Przekrzywił głowę, wlepiając w intruzów złote spojrzenie.
To czym ich zaskoczył? Kolorem oczu?
Narai pisze:Strasznie opornie mu to szło. Królewna najwyraźniej nie miała ochoty na żadne przechwytywanie.
Bo to kojarzy się z lotnictwem wojskowym, a która królewna chciałaby wyglądać jak F-16?
Narai pisze:Kiedy zobaczyła go w progu domu pisnęła cienko i uciekła na wyższe piętro. Kiedy gnał za nią po schodach, królewna zrzuciła mu na głowę kwiatek wraz z doniczką, po czym zabarykadowała się w pokoju.
Klasyka – zaraz będą się całować.
Narai pisze:Smok umierał. Razem z nim umierała jaskinia. Światło gasło i zapalało się na nowo wraz z ostatnimi uderzeniami smoczego serca, rośliny więdły w przyspieszonym tempie. Powietrze stało się nagle ciężkie, wzrastał upał.
Upał w jaskini?
Narai pisze:Na szczęście amulet Viscarii nie zawiódł. Aktywowany teleportował wszystkie znajdujące się w jego polu istoty, na które był zaprogramowany. W tym wypadku była to piątka najemników i królewna.
Ach, jakie szczęście! To dlatego że nietoperze nie miały profili na portalach społecznościowych, a bohaterowie – owszem.
Narai pisze:Nietoperze wrzeszczały w bezsilnej wściekłości, kiedy ich ofiary zniknęły w fioletowym błysku.
Ciekawe, co wrzeszczały. A zresztą, co tam! – i tak zaraz zasypał je grad kamieni.
Narai pisze:- Są? - Król zerwał się błyskawicznie, odepchnięte krzesło grzmotnęło o podłogę. - Wszyscy?
Logika podpowiadałaby, że król zainteresowałby się tym, czy jest królewna. Raz – że gówno go obchodzą jakieś pajace, dwa – mniej ludzi do wypłaty wynagrodzenia.
Narai pisze:Wpadł do komnaty, przed wieloma dniami przygotowanej do funkcji aportacyjnej.
Czyli?
Narai pisze:Omiótł wzrokiem obecnych. Ujrzał rozemocjonowanych dworzan. Poranionego Ranuna. Szkarłatnego od krwi nietoperzowej i własnej Xaviera. Wyczerpaną do cna Viscarię i obejmujących się silnie Haxa i Laleczkę.
- Mirelle... – wychrypiał. Wszystkie spojrzenia powędrowały w jego kierunku. Pięć z nich wyrażało panikę.
Bo królewny Mirelle nie było.
Wiedziałem, że król zainteresuje się tym drobiazgiem, jakim było odnalezienie królewny.
Narai pisze:W sercu góry Garbatej stado gigantycznych nietoperzy obsiadło ściany i sklepienie jaskini. Niektóre wylądowały na ziemi i nieśmiało pełzły w kierunku nieruchomego smoczego ciała.
Mirelle roniąc rzewne łzy wyciągała bełty z krwawiących ran bestii.
- Nie płacz mała – mruknął smok Raak otwierając złote oko. - Do wesela się zagoi.
Ha, ha! Obym tylko nie umarł ze śmiechu.

Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?


PS. Raptus puellae to porwanie dziewczyny. Tytuł nie do końca pasuje, bo o porwaniu nie było mowy. No, chyba że chodziło o przechwycenie.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Narai pisze:- Myślicie, że te stwory były czymś w rodzaju dzwonków przy drzwiach? - Podjęła temat Laleczka. - No wiecie, ktoś wchodzi, dzwoneczki dzwonią, gospodarz wie, że goście idą. Nietoperze atakują, smok już szykuje powitanie.
Domyślna ta nasza Laleczka. I bystra. Od razu się domyśliła, że jak atakują ponadwymiarowe nietoperze, to nie dlatego, że liczą na ekstra posiłek, tylko dlatego, że są na usługach smoka. :)
I jeszcze jedno. Scena z nietoperzami jest kompletnie niepodwiązana do fabuły. Nic z niej dla tekstu nie wynika.

Zakończenie. Gdzie jest? Jaka jest konkluzja tekstu? Popierajmy rozwój stosunków gadzio-ludzkich?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Narai
Fargi
Posty: 345
Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26

Re: Raptus puellae

Post autor: Narai »

beton-stal:
Chyba widziałem ten film – o ile pamiętam, nosił tytuł "Zejście" (w polskiej wersji, ale w oryginale było chyba tak samo – "Descend"). Film można oceniać różnie, ale napięcie i nastrój grozy w nim były. Niestety, w recenzowanym tekście nie ma mowy o takich efektach. Czemu? Niech sobie autor wyobrazi, że czyta powieść-horror: "Bohater szedł sam ciemną ulicą. Powinien się bać – tak zakładał wampir śledzący go krok w krok". Stawiam flaszkę każdemu, komu włos zjeżył się ze strachu na karku po przeczytaniu tej próbki.
Nie miałam zamiaru zamieszczać elementów grozy w tym opowiadaniu. Pierwsza konfrontacja z nietoperzami miała wiązać się z drugą. Filmów które wymieniłeś nie oglądałam, żaden nie był dla mnie inspiracją w tym, czy innym fragmencie.
Wielki, czarny nietoperz spadł Ranunowi na plecy. I bardzo głupio zrobił.
Strasznie opornie mu to szło. Królewna najwyraźniej nie miała ochoty na żadne przechwytywanie.
Powyższym zdaniom chciałam nadać humorystyczne brzmienie. Cóż...
Na szczęście amulet Viscarii nie zawiódł. Aktywowany teleportował wszystkie znajdujące się w jego polu istoty, na które był zaprogramowany. W tym wypadku była to piątka najemników i królewna.

Ach, jakie szczęście! To dlatego że nietoperze nie miały profili na portalach społecznościowych, a bohaterowie – owszem.
Co musiałabym poprawić, aby ten fragment był znośny?
W sercu góry Garbatej stado gigantycznych nietoperzy obsiadło ściany i sklepienie jaskini. Niektóre wylądowały na ziemi i nieśmiało pełzły w kierunku nieruchomego smoczego ciała.
Mirelle roniąc rzewne łzy wyciągała bełty z krwawiących ran bestii.
- Nie płacz mała – mruknął smok Raak otwierając złote oko. - Do wesela się zagoi.

Ha, ha! Obym tylko nie umarł ze śmiechu.

Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
No, ehm... właśnie to... :P

neularger:
Domyślna ta nasza Laleczka. I bystra. Od razu się domyśliła, że jak atakują ponadwymiarowe nietoperze, to nie dlatego, że liczą na ekstra posiłek, tylko dlatego, że są na usługach smoka. :)
Po prostu brała to pod uwagę jako wariant. Bo to, że potwór atakuje, bo jest głodny, to norma, ale może jednak jest jeszcze jakiś powód. A nietoperze żyły w górze należącej do smoka. No to powiedziała co jej do głowy przyszło.

Zakończenie... Zamiast: "królewna zostaje uratowana i żyli długo, i szczęśliwie", królewna nie chciała być uratowana.

Uwagi, których nie skomentowałam, przyjmuję bez słowa buntu, dziwiąc się jakim cudem mogłam takie rzeczy powypisywać ;)
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven

M.E.Chris
Sepulka
Posty: 43
Rejestracja: pn, 13 wrz 2010 09:13

Post autor: M.E.Chris »

Powoli posuwali się wgłąb podziemi, co chwila potykając o nierówności podłoża. Było kompletnie ciemno. Tylko Hax oświetlał sobie drogę mdłym światłem złodziejskiej latarki. Viscaria wolała uniknąć zbędnego marnowania siły magicznej.
Nigdy nie byłem poszukiwaczem przygód. Ale pierwsze co bym zrobił, tak mi się wydaje, to zaopatrzył się w światło. Wchodzę do nieznanej mi jaskini, z nieznanymi niebezpieczeństwami, do środowiska potencjalnie niebezpiecznych istot przywykłych do ciemności, w ciemności czujących się jak w domu. Wydaje mi się powyższe błędem rzeczowym, albo zamierzony przykład niekompetencji naszych poszukiwaczy przygód.
- Myślicie, że te stwory były czymś w rodzaju dzwonków przy drzwiach? - Podjęła temat Laleczka. - No wiecie, ktoś wchodzi, dzwoneczki dzwonią, gospodarz wie, że goście idą. Nietoperze atakują, smok już szykuje powitanie.
Mi się podoba wyjaśnienie. Ponieważ pseudonim postaci i jej sposób mówienia wskazują, że jest to raczej głupiutka blondyneczka (nie mam nic do blondynek!).

Bardzo mi brak śladowych wzmianek o wyglądzie postaci. Podając imię postaci, zawód, pseudonim, elementy charakterystyczne wyglądu, wiek, możesz używać tych informacji w celu identyfikacji postaci w tekście, bez ciągłego powtarzania imion. :) Moje własne spostrzeżenie na ten temat.
Magia zatrzeszczała w palcach czarodziejki, po kolei pozbawiając jej towarzyszy tchu.
Zanurzyli się w czarnej toni, biorąc do płuc haust lodowatej wody.
Wiesz o czym myślę? Pewnie nie. Myślę o tym zamykającym pochód człowieku w zbroi. Pełna kolcza - około 30 kg.
- Co ty nie powiesz.
Może i tchórzem jestem ale wydaje się, że gdyby zaskoczył mnie wielki smok w swoim leżu, raczej bym mu nie pyskował. Inna sprawa że mogła to zrobić np. rzeczona Laleczka blondyneczka. Fajnie byłoby napisać. Wtedy pojawiłby się element humorystyczny. Takie postaci świetnie nadają się do tego nadają - do wsadzania elementów z uśmieszkiem. Szczególnie że wydźwięk twojej opowieści, dla mnie jest raczej bardziej humorystyczny niż poważny. Jestem przekonany że takie było zamierzenie - jeśli nie, masz o czym myśleć.
- No i po co się powtarzać – westchnęła Laleczka. I wpakowała bełt prosto w smocze serce. A przynajmniej taki miała zamiar. Smok przypadł do ziemi, pocisk gwizdnął nad nim i wbił w deski drzwi.
Wiesz, nie pasuje mi to do mentalności najemnika. Wydaje mi się, że rasowy najemnik przynajmniej spytałby - no dobrze ile? Kojarzy mi się to z grami typu Baldur. Zabić smoka nawet jak można uniknąć walki, będzie exp :)

Zakończenie mi się podoba. :P Wiem tandetny jestem, ale lubię happy endy w czymś co czytam. ;) Rzadko kiedy ich używam, bo wszyscy mówią że HE są tandetne i w sumie zgadzam się z tym czasami. Wszystko zależy od rodzaju. Ogólnie HE trzeba umieć napisać, ja nie umiem i mało kto umie. Poza tym nie robiąc HE zyskasz troszkę w oczach wszystkich tych którzy uważają że gdyby lubili utwory z HE byliby mniej inteligentni ;)


EDIT
Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
Smok nie zmartwychwstał. Udawał. :) Umówmy się, to była dość niefrasobliwa drużyna. ;) Albo niefrasobliwy GM, bo wygląda mi ten tekst na sprawozdanie z sesji rpg. Księżniczna uznana za trupa, drużna w lochach, smok martwy - nie ma to jak ukrycie swojego istnienia. Rozwiązanie dobre - dla smoka, ale zbyt oczywistościowo opisane. Moim zdaniem
Zadziwiające jak szybko wolność skłania człowieka ku brakowi poszanowania dla czyjegoś życia.

Awatar użytkownika
Achika
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23

Re: Raptus puellae

Post autor: Achika »

Pozwoliłam sobie napisać trochę kontruwag, bo wiele zastrzeżeń betonu-stali uważam za bezzasadne (choć w świetle dyskusji Krugera z ElGeneralem w sąsiednim wątku, o tym, jak to koniecznie trzeba równać z ziemią opowiadania tu zamieszczane, to nawet przestaje to dziwić...).
beton-stal pisze:
Narai pisze:Nie zwlekając wyruszyli w drogę. Sposobami znanymi tylko Haxowi zwiadowcy, zlokalizowali smocze gniazdo.
A kim lub czym jest Hax? Tak wyskakuje niczym królik z kapelusza. Przecinek kompletnie bez sensu.
(...)
Narai pisze:Po zbadaniu okolic Garbatej czarodziejka Viscaria zablokowała wszystkie wyloty jaskiń, ostatni wówczas, gdy już znajdowali się we wnętrzu góry.
I znowu – pojawia się imię, ale diabli wiedzą czyje. Do tej pory nie było słowa o żadnej czarodziejce, więc skąd się babsztyl nagle wziął w tekście?
Chciałabym zapytać, czy Wy czasem nie przesadzacie z tym czepianiem się dla samego czepiania? Mamy opowiadanie o drużynie, więc to chyba normalne, że kolejno dowiadujemy się imion jej członków? Bo niby JAK inaczej to napisać? Proszę o sugestię. Przecież nikt nie zacznie opowiadania zdaniem "Korytarzami góry Xyz maszerowała dużyna składająca się z czarodziejki Jolandy, tropiciela Marcusa i złodzieja Fifuka." Za takie coś to dopiero byście go zgnoili.
beton-stal pisze:
Narai pisze:Powoli posuwali się wgłąb podziemi, co chwila potykając o nierówności podłoża. Było kompletnie ciemno. Tylko Hax oświetlał sobie drogę mdłym światłem złodziejskiej latarki. Viscaria wolała uniknąć zbędnego marnowania siły magicznej.
Zanim zdążyłem zadać pytanie, czym oświetlali sobie drogę, autor już odpowiedział – złodziejską latarką. Czym się taka różni od zwykłej – ma kradzioną żarówkę czy jest bez baterii?
Na logikę przypuszczam, że daje węższy snop światła.
beton-stal pisze:Aż chciałoby się, aby autor podzielił się z czytelnikiem informacją, skąd Hax tak świetnie znał topografię korytarzy jaskini/góry.
Taa, jasne. A gdyby autor napisał, że Hax, jako tropiciel, odnajdywał drogę za pomocą niewidocznych dla innych śladów, to oberwałby za łopatologię "no bo przeciez było napisane, że to tropiciel, po co takie szczegółowe wyjaśnienia."
beton-stal pisze:
Narai pisze:Ciemne podziemia, woda o niewiadomej zawartości i głębokości.
Myślałem, że zawartością wody jest po prostu woda, czyli H2O. Ale widocznie w chemii i fizyce zaszły jakieś poważniejsze zmiany.
No, tuś już pojechał jak ruskim czołgiem. Wystarczy przeczytać etykietę na butelce Nałęczowianki, żeby wiedzieć, że woda jak najbardziej może mieć zawartość.
beton-stal pisze: Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
No, faktycznie - oprócz puenty to zupełnie nic. A co z tego, że wiedźmin odczarował strzygę? Albo że Pies Baskerville'ów okazał się żywym zwierzakiem?
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Narai pisze:
neularger pisze:Domyślna ta nasza Laleczka. I bystra. Od razu się domyśliła, że jak atakują ponadwymiarowe nietoperze, to nie dlatego, że liczą na ekstra posiłek, tylko dlatego, że są na usługach smoka. :)
Po prostu brała to pod uwagę jako wariant. Bo to, że potwór atakuje, bo jest głodny, to norma, ale może jednak jest jeszcze jakiś powód. A nietoperze żyły w górze należącej do smoka. No to powiedziała co jej do głowy przyszło.
Ale, Narai... Ty piszesz opowiadanie. Narracja i dialog jest nośnikiem konkretnych informacji, ty mi taką informację sprzedałaś (nietoperze – systemem wczesnego ostrzegania). Teraz stwierdzasz, że jest to informacja kompletnie bez znaczenia. Laleczka mogła powiedzieć, że np. „nietoperze potargały mi fryzurę”, albo w ogóle się nie odezwać. Dla fabuły nie ma to znaczenia. Po co więc pojawiła się ta kwestia na zamknięciu sceny z nietoperzami? Wskazałaś fałszywy trop Autorko.
Dodam, że widząc „symbiozę” smoka i nietoperzy podejrzewałem, że faktycznie nietoperze za „dzwonki u drzwi” służą, wtedy smok na przyjęcie najemników mógłby się przygotować. Ale opis bitwy na nic takiego nie wskazywał. Konfuzja...
Teraz mówisz Autorko, że zakończenie sceny nie ma właściwie znaczenia, więc sama scena też. Autorko, zrób eksperyment i usuń scenę z tekstu. Czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na fabułę?
IMO, w żaden.
Narai pisze:Zakończenie... Zamiast: "królewna zostaje uratowana i żyli długo, i szczęśliwie", królewna nie chciała być uratowana.
Jeżeli Autor musi tłumaczyć o co w tekście chodzi to wiadomo, że dobrze nie jest. :)
Narai, pytałem o zakończenie, bo właściwie jego tu nie ma. Po przeczytaniu rodzi się pytanie „A co chodzi?” Opisujesz nieudaną próbę uratowania królewny... I to właściwie wszystko. Nie wiadomo czemu królewna woli mieszkać ze smokiem, zamiast w ojcowskim pałacu. Głodził ją? Bił? Trzymał w wieży? O najemnikach wiadomo równie mało. Trzech facetów, dwie kobiety, jedno małżeństwo, jedna czarodziejka. Brak też w Twoim tekście punktu ciężkości. O kim/czym opowiadasz? To jest o królewnie co chciała smoka, czy o przygodach piątki najemników?
Twierdzisz, że przesłanie tekstu brzmi: „królewna nie chciała być uratowana.” Tego to akurat czytelnik domyśla się na samym początku bitwy, kiedy królewna wybiega z domu i wzywa smoka na ratunek. To nie jest konkluzja, to prosty wniosek wynikły z faktów w środku opowiadania. Za mało żeby pretendować na przesłanie całego tekstu.
Achika pisze:
Beton-stal pisze:Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
No, faktycznie - oprócz puenty to zupełnie nic. A co z tego, że wiedźmin odczarował strzygę? Albo że Pies Baskerville'ów okazał się żywym zwierzakiem?
Zwłaszcza, że tej puenty tu brak...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

M.E.Chris
Sepulka
Posty: 43
Rejestracja: pn, 13 wrz 2010 09:13

Post autor: M.E.Chris »

Możliwe, że - prawda nie udało to się - ale tekst mógł być obliczony na zaskoczenia nas. Jesteśmy przekonani, że to koniec złego smoka, a tu bach! On żyje! ;) Opowiadanie to mogłoby być fajną bajką dla dzieci, gdyby nie tak krew. :) Tylko znowu, bajki mają uczyć... morał by się przydał.
Zadziwiające jak szybko wolność skłania człowieka ku brakowi poszanowania dla czyjegoś życia.

Awatar użytkownika
Narai
Fargi
Posty: 345
Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26

Post autor: Narai »

Cóż. :) Tak, ten tekst miał być humorystyczny. Miał parodiować zarówno bajki o porwanej królewnie, jak i drużyny rodem z rpg. (Nie do końca się udało, ale wiedza o popełnianych błędach jest bezcenna.)
Zakończenie nie miało mieć konkretnego przesłania. Ale fakt, moim przekleństwem jest podawanie zbyt małej ilości ISTOTNYCH informacji...
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

M.E.Chris pisze:
beton-stal pisze:Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
Smok nie zmartwychwstał. Udawał. :) Umówmy się, to była dość niefrasobliwa drużyna. ;) Albo niefrasobliwy GM, bo wygląda mi ten tekst na sprawozdanie z sesji rpg. Księżniczna uznana za trupa, drużna w lochach, smok martwy - nie ma to jak ukrycie swojego istnienia. Rozwiązanie dobre - dla smoka, ale zbyt oczywistościowo opisane. Moim zdaniem
Fajnie – strasznie się cieszę, że tekst i jego "puenta" tak Ci się podobały. Ale czy – w przeciwieństwie do mnie – jesteś w stanie powiedzieć, co z tego wynika? Poszli po królewnę, wrócili bez niej – po to były opisy nietoperzy, pływanie w lodowatej wodzie, imiona bohaterów itp.? Cała para w gwizdek.

Achika pisze:Chciałabym zapytać, czy Wy czasem nie przesadzacie z tym czepianiem się dla samego czepiania? Mamy opowiadanie o drużynie, więc to chyba normalne, że kolejno dowiadujemy się imion jej członków? Bo niby JAK inaczej to napisać? Proszę o sugestię. Przecież nikt nie zacznie opowiadania zdaniem "Korytarzami góry Xyz maszerowała dużyna składająca się z czarodziejki Jolandy, tropiciela Marcusa i złodzieja Fifuka." Za takie coś to dopiero byście go zgnoili.
A czemu miałby się tak jakiś tekst nie zaczynać?
Problem polega nie na imionach czy na przedstawianiu się wzajem, ale zmianie punktu narracyjnego (to chyba ma jakąś fachową nazwę). Zaczyna się planem ogólnym – smocze legowisko, drużyna itd., a nagle pojawia się imię i to w takim kontekście, jakbyśmy tego Haxa zdążyli już wcześniej poznać. W pierwszej chwili pomyślałem zresztą, że czytam sequel. To trochę tak, jakby zacząć film dłuższą panoramą lasu, aby za chwilę posadzić przed kamerą faceta oznajmiającego: "do dwudziestej cały las spłonął". Akurat informacja, że do dwudziestej jest najmniej potrzebna – podobnie jak imię bohatera na tym etapie. Za duży dysonans pomiędzy ogółem i szczegółem.
Achika pisze:
beton-stal pisze:Zanim zdążyłem zadać pytanie, czym oświetlali sobie drogę, autor już odpowiedział – złodziejską latarką. Czym się taka różni od zwykłej – ma kradzioną żarówkę czy jest bez baterii?
Na logikę przypuszczam, że daje węższy snop światła.
Sens brania takiej latarki na wyprawę do ciemnej jaskini wymaga zatem jeszcze potężniejszej logiki.
Achika pisze:
beton-stal pisze:Aż chciałoby się, aby autor podzielił się z czytelnikiem informacją, skąd Hax tak świetnie znał topografię korytarzy jaskini/góry.
Taa, jasne. A gdyby autor napisał, że Hax, jako tropiciel, odnajdywał drogę za pomocą niewidocznych dla innych śladów, to oberwałby za łopatologię "no bo przeciez było napisane, że to tropiciel, po co takie szczegółowe wyjaśnienia."
Moje pytanie jest bardzo uzasadnione. Czytając tekst, odnosi się wrażenie, że Hax nie szuka śladów, nie zastanawia się dłużej – po prostu wskazuje właściwy tunel. Biorąc pod uwagę, że w jaskini jest ciemno jak w dupie, a brak jest informacji o nadzwyczajnych zdolnościach Haxa (np. wyczuwa woń smoka i kieruje się siłą zapachu), pozostaje jedno – autorowi było wygodnie, że bohater prowadzi czeredę jak po sznurku. Wpisuje się to zresztą w ogólny klimat tego tekstu – weszli, przeszli, wyszli, zobaczyli, nadeszli, odeszli, bum. Rozbudowane to jak schemat linii warszawskiego metra.
Achika pisze:
beton-stal pisze:Myślałem, że zawartością wody jest po prostu woda, czyli H2O. Ale widocznie w chemii i fizyce zaszły jakieś poważniejsze zmiany.
No, tuś już pojechał jak ruskim czołgiem. Wystarczy przeczytać etykietę na butelce Nałęczowianki, żeby wiedzieć, że woda jak najbardziej może mieć zawartość.
Ale wciąż podstawą jest H2O czy coś się diametralnie zmieniło?
Achika pisze:
beton-stal pisze: Czy dobrze rozumiem, że któryś z tych pajaców zgubił królewnę, a smok zmartwychwstał? Super – i co z tego?
No, faktycznie - oprócz puenty to zupełnie nic. A co z tego, że wiedźmin odczarował strzygę? Albo że Pies Baskerville'ów okazał się żywym zwierzakiem?
Pointa, powiadasz... Jak pisze SJP, pointa to albo krótkie (nierzadko dowcipne) podsumowanie utworu, albo zakończenie jakiejś sprawy, które nadaje szczególny sens. Gdybym tak mógł prosić o zmierzenie omawianego tekstu logiką definicji SJP, to efekt pewnie otworzyłby mi oczy.

Awatar użytkownika
Achika
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23

Post autor: Achika »

beton-stal pisze:
Achika pisze:Przecież nikt nie zacznie opowiadania zdaniem "Korytarzami góry Xyz maszerowała dużyna składająca się z czarodziejki Jolandy, tropiciela Marcusa i złodzieja Fifuka." Za takie coś to dopiero byście go zgnoili.
A czemu miałby się tak jakiś tekst nie zaczynać?
Napisałam: bo byście autora zgnoili. Zresztą, nie ma sprawy - dam się przekonać, jeśli podasz mi jakiś cytat z opublikowanego na papierze tekstu, który tak właśnie się zaczyna.
beton-stal pisze: Sens brania takiej latarki na wyprawę do ciemnej jaskini wymaga zatem jeszcze potężniejszej logiki.
Może on jest złodziejem i po prostu taką ma w stałym wyposażeniu?
beton-stal pisze:Pointa, powiadasz... Jak pisze SJP, pointa to albo krótkie (nierzadko dowcipne) podsumowanie utworu, albo zakończenie jakiejś sprawy, które nadaje szczególny sens. Gdybym tak mógł prosić o zmierzenie omawianego tekstu logiką definicji SJP, to efekt pewnie otworzyłby mi oczy.
Dla mnie zakończenie tekstu (królewna rozpaczająca nad ranami smoka) JEST dowcipnym podsumowaniem. Nie twierdzę, że ten tekst nie ma usterek. Owszem, niektóre opisy są niejasne albo do niczego nie prowadzą. Ale takie programowe równanie go z ziemią to naprawdę duża przesada. I jeszcze te stwierdzenia: "Nam nie wolno chwalić, bo moderacja się gniewa", rany.
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Achika pisze:I jeszcze te stwierdzenia: "Nam nie wolno chwalić, bo moderacja się gniewa", rany.
Achiko, proponowałbym się zastanowić, dlaczego moderacja się gniewa gdy coś jest tu chwalone.
Inaczej mówiąc - staram się powstrzymywac od pochwał nie dlatego, że mam bata nad głową, ale dlatego, że rozumiem i podzielam zdanie moderacji.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Narai
Fargi
Posty: 345
Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26

Post autor: Narai »

beton-stal:
Poszli po królewnę, wrócili bez niej – po to były opisy nietoperzy, pływanie w lodowatej wodzie, imiona bohaterów itp.?
Tak, o to mniej więcej mi chodziło. Że wyprawa poszła na marne, bo bohaterowie okazali się fajtłapami.
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven

M.E.Chris
Sepulka
Posty: 43
Rejestracja: pn, 13 wrz 2010 09:13

Post autor: M.E.Chris »

Narai pisze:
beton-stal:
Poszli po królewnę, wrócili bez niej – po to były opisy nietoperzy, pływanie w lodowatej wodzie, imiona bohaterów itp.?
Tak, o to mniej więcej mi chodziło. Że wyprawa poszła na marne, bo bohaterowie okazali się fajtłapami.
Ok. To jest fajne. Rzeczywiście są fajtłapami. ;) Pytanie tylko, dlaczego mamy wrażenie, że nie do końca autor odrobił prace domową. Twoja narracja Narai, niech następnym razem uwzględni ich fajtłapowatość. Opiśż nieco bohaterów - krótko. Cechy szczególne, nie wiem zez rozbierzny u łucznika ;) To żart. Ale o co mi chodzi. Samym opisem postaci, choćby dziurawa kolczuga, na odwrót zapięty naramiennik, rozbiegane oczka zwiadowcy etc., wskażesz nam na to czego mamy się spodziewać. Pozdrawiam.
Świetne teksty z humorem ma słynny Pan Neil Gaiman. Polecam ci lekturę jego książek z moją ulubioną na czele pt. Nigdziebądź.
Zadziwiające jak szybko wolność skłania człowieka ku brakowi poszanowania dla czyjegoś życia.

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

M.E.Chris pisze:Ok. To jest fajne. Rzeczywiście są fajtłapami. ;) Pytanie tylko, dlaczego mamy wrażenie, że nie do końca autor odrobił prace domową. Twoja narracja Narai, niech następnym razem uwzględni ich fajtłapowatość. Opiśż nieco bohaterów - krótko.
Otóż to. Jeżeli ma powstać efekt komiczny (a zdaje się, że w tym kierunku idzie autorska obrona), to komizm musi mieć pożywkę. Podam przykład:
Kilku drwali poszło do lasu rąbać drzewa. Po paru godzinach wrócili, ale bez jednego z nich. Na pytanie (kogokolwiek, np. naczelnika wioski), co się stało z ich towarzyszem, pada odpowiedź:
wersja 1. "Rąbiąc drewno, nieszczęśliwie zadał sobie siedem ran rąbanych w plecy."
wersja 2. "Uległ wypadkowi."

Niby to samo, a jednak nie to samo, a przecież w jednym i drugim przypadku facet naprawdę miał wypadek.

Pociągnijmy dalej ten dialog:
wersja 3.
Naczelnik ze zdziwieniem: "Ale przecież zapomnieliście wziąć siekier."
Po chwili jeden z drwali (z wahaniem w głosie): "To może zaciął się przy goleniu?"

Nie twierdzę, że trzeba zesrać się ze śmiechu, czytając powyższą scenkę, ale - zależnie, jak się całość opisze - każda wersja może być zabawna. Zwłaszcza trzecia, która zostawia niedopowiedzenie - faceci są tacy głupi, że nie wiedzą, co się stało z kolegą, czy nieudolnie udają idiotów, żeby ukryć zbrodnię?

ODPOWIEDZ